Utwory (powiedzmy) poetyckie
(lub przynajmniej pisane wierszem)
Ods│ona Druga
BALLADA O SúUPIE
Kiedy╢ kr≤l bezimienny
Wbi│ drogowskaz kamienny.
By dwie drogi rozdziela│ ka┐demu.
Jedna, czarna od ost≤w
Sz│a donik▒d po prostu,
A t▒ drug▒ siΩ sz│o ku lepszemu!
Sz│y wiΩc nacje, narody,
I pΩdzili swe trzody.
Szli z nadziej▒, naprzeciw dobremu,
S│up wskazywa│ im co dnia
DrogΩ prost▒, co wiod│a
Tam, gdzie ┐y│o siΩ lepiej ka┐demu!
Wiele wiek≤w tak przesz│o,
Nim to plemiΩ nadesz│o,
S│up im tak┐e chcia│ losy odmieniµ,
Czeka│, aby ruszyli
Lecz daremnie, bo byli
Ca│kiem bierni, ca│kiem jakby u╢pieni!
ChΩµ do marszu ich wzywa│,
Dobr▒ drogΩ wskazywa│
Wiedz▒c, ┐e s▒ spragnieni i g│odni,
Karnie w szeregach stali,
I pos│usznie czekali,
A┐ siΩ zjawi ich Mesjasz - przewodnik!
Czasu przesz│o niewiele
I siΩ zjawi│ na czele
Wielki Sternik, niesiony lektyk▒,
I w s│up cisn▒│ kamieniem
I pokaza│ ramieniem
Na tΩ drogΩ, co wiod│▒ donik▒d!
WiΩc nie pij▒c, nie jedz▒c,
Co tracili nie wiedz▒c,
Zn≤w ruszyli, by i╢µ jeszcze teraz,
S│up za╢ poszed│ pod d│uto,
Bo go w pomnik przekuto,
W ho│dzie temu, co drogΩ wybiera│
-oOo-
KOROWODY
Patrz jak czas biegnie tutaj w przeciwn▒ stronΩ,
Jak ╢lepy kapelmistrz Braille'm tony podaje,
Jak g│ucha kapela stroi ju┐ sto instrument≤w,
I popatrz jak karnie t│um marionetek
Do ta±ca staje!
Patrz, chlewy stroj▒ niby pa│ace,
Bal, maskarada zn≤w siΩ zaczyna,
Na nowych sznurach ta±cz▒ pajace,
Dzisiaj czas igrzysk, chleba i wina!
Patrz!
Ju┐!
Ju┐ siΩ sposobi▒!
I zaraz w tany p≤jd▒ spo│em!
Rusza korow≤d - ju┐ w pierwszej parze,
Sprzedajny anio│ z p│atnym anio│em!
Para za par▒,
Szpicel i b│azen,
»ebrak z tym, co to dzisiaj ma wszystko,
MΩdrzec, a obok zaszczyt≤w syty,
W najdro┐szym fraku cham,
Lecz panisko!
I brzmi muzyka i sun▒ pary,
Jakby kto╢ ca│o╢µ na czΩ╢ci poci▒│
Czujni na ka┐dy gest wodzireja,
Panie do ╢rodka! Panowie - kocio│!
Z pyskiem Judasza Miko│aj ªwiΩty,
Cudze prezenty sprzedaje w kramie,
A Trzej Kr≤lowie - z minami ╢ciΩtych,
Bez g│owy, bez g│owy
Prowadz▒ taniec!
I para za par▒!
I brzmi▒ fanfary,
Te ca│kiem nowe i te ju┐ znane,
Karze│ le┐▒cy przy nogach pana,
Patrzy czy ta±cz▒ tak
Jak jest grane!
I brzmi muzyka, sunie korow≤d
Klaszcz▒ figury ci▒gle te same,
Przy d╝wiΩkach werbli najemny pacho│
Zaci▒ga wartΩ przy drzwiach bez klamek,
A oni ta±cz▒ - ka┐dy ze swoim,
Anio│em str≤┐em, poborc▒ s│o±ca,
Zn≤w siΩ wodzirej dwoi i troi,
I ta±cz▒!
I ta±cz▒!
Ta±cz▒ bez ko±ca!
Patrz jak czas tutaj biegnie w przeciwn▒ stronΩ,
Jak ╢lepy kapelmistrz Braille'm tony podaje,
Jak g│ucha kapela stroi ju┐ sto instrument≤w,
I popatrz jak karnie t│um marionetek
Do ta±ca staje!
-oOo-
GDZIE JEST WYJªCIE
R≤wnym rytmem siΩ krΩci,
B│Ωdne ko│o trudno╢ci,
I w zarysach i w drobnych detalach,
Nie dowie╝li, nie dali,
Nie ma wiΩcej, ju┐ pusto,
A z pustego i Salomon nie nala│!
Tego brak, chocia┐ by│o,
Tego nigdy nie bΩdzie,
Nie ma sensu ni prosiµ, ni ┐▒daµ,
Znasz to wszystko zbyt dobrze,
I wewnΩtrznie ju┐ czujesz,
»e czas w ko±cu siΩ zacz▒µ rozgl▒daµ -
Gdzie jest wyj╢cie?
Jak wyrwaµ siΩ poza
Kr▒g problem≤w tych samych?
Czy kto╢ wie, gdzie wyj╢ciowa jest brama?
I u kogo s▒ klucze do bramy?
Nie do raju,
Bo w raju najpewniej
Te┐ siΩ wiele na gorsze zmieni│o,
WiΩc czas chyba powr≤ciµ na ziemiΩ,
Choµ na raj szans tu nigdy nie by│o!
Brn▒c przez nowe marzenia,
Z wat▒ w ustach i uszach,
Ho│d sk│adaj▒c domostwom i grobom,
Zn≤w w kolejny eksodus
T│um milcz▒cy wyrusza
Pal▒c znicze i mosty za sob▒,
Patrzysz woko│o i widzisz
Jak z konkretn▒ przyczyn▒
Ka┐dy skutek zespala siΩ ╢ci╢le,
Cel odsuwa siΩ w nico╢µ
I po prostu dlatego
Czas najwy┐szy spr≤bowaµ pomy╢leµ -
Gdzie jest wyj╢cie?
Kto widzia│ drogowskaz?
Kogo mo┐na o drogΩ zapytaµ?
Jak potwierdziµ
By wreszcie mieµ pewno╢µ,
»e nie bΩdzie to ╢lepy korytarz?
Znale╝µ trudno, lecz szukaµ nale┐y,
Odrzucaj▒c dogmaty i schemat,
Bo do ko±ca mieµ trzeba nadziejΩ,
I nie wierzyµ, ┐e wyj╢cia ju┐ nie ma!
-oOo-
NA DWORCU
Jeszcze ciemno i cicho jest tu o tej porze,
Na sennych zegarach wskaz≤wki na sz≤stej,
Dzie± ┐egna siΩ z noc▒ w po╢piechu przespan▒,
I szaro╢µ siΩ budzi, jak zwykle co rano.
ZmΩczony kalendarz zn≤w nowym dniem straszy,
Powoli ╢wiadomo╢µ powraca bezdomna,
Ju┐ si≤dma, ju┐ ≤sma - czas biegu nie zwalnia,
I z wolna o┐ywia siΩ zn≤w poczekalnia
Ogromna!
Zn≤w czekaj▒, nie wiedz▒c czy dzisiaj nadjedzie
Wielki poci▒g, od lat przyrzeczony,
I czy bΩdzie to zgodnie z kolejnym rozk│adem
Ten prawdziwy, czy ten podstawiony?
Zn≤w czekaj▒, plecami oparci o ╢ciany,
Zn≤w niepewni, jak dzie± siΩ u│o┐y,
Ci co maj▒ ju┐ oczy otwarte i inni,
Kt≤rym nadal siΩ nie chc▒ otworzyµ.
Zn≤w czekaj▒ cierpliwie, milcz▒co, spokojnie,
Kiedy sen z│oty siΩ urealni,
Kiedy wreszcie zamieni siΩ w gwiazdΩ przewodni▒
Brudny neon
Dworcowej
Czekalni!
Potem senniej i ciszej siΩ robi woko│o,
Wskaz≤wki zegar≤w czas mierz▒ czekania,
Noc nowych podr≤┐nych usadza pod ╢cian▒,
I szaro╢µ odchodzi, by powr≤ciµ rano.
W g│Ωbokiej zadumie, w zmΩczonym milczeniu,
Z nadziej▒ ws│uchani w odg│osy peron≤w,
Tak ci▒gle czekaj▒ od lat i miesiΩcy,
Wci▒┐ w tej samej poczekalni dla tysiΩcy,
Dla milion≤w!
-oOo-
DROGA DO NIKíD
Ju┐ na zawsze pogodzony z ca│ym ╢wiatem,
Realizmu oduczony i cynizmu
W okularach, w kt≤rych zamiast szkie│ wstawiono
Dwa obrazki w barwach pe│nych optymizmu,
P≤jdΩ w ko±cu drog▒, kt≤r▒ inni znaj▒,
Bo na w│asn▒ si│ i czasu nie starczy│o,
Bia│▒ lask▒ cudz▒ drogΩ
Metr po metrze odmierzaj▒c
P≤jdΩ, zniknΩ - jakby nigdy mnie nie by│o!
Nie ┐egnajcie mnie mow▒ fa│szyw▒,
By│o, przesz│o, minΩ│o - kwita,
O kierunek donik▒d
Sam po drodze zapytam,
Nie czekaj▒c na wasz▒ ┐yczliwo╢µ.
GΩstym mrokiem na wskro╢ przepojony,
Zas│uchany czy serce uderza,
Jasn▒ drog▒ donik▒d
Odt▒d bΩdΩ przemierza│
ªwiat na d│ugo╢µ mej rΩki skurczony!
Ju┐ na zawsze pogodzony z ca│ym ╢wiatem,
Wszystkich mierz▒c miar▒ tak▒ jak nale┐y,
Wam zostawiam wznios│e mity i legendy,
I nadziejΩ na to, w co przesta│em wierzyµ,
Wam zostawiam wznios│e mity i legendy,
I nadziejΩ na to, w co przesta│em wierzyµ,
Wam zostawiam wielkie plany i marzenia,
G│upi wynik nieprzespanych nocy wielu,
Sam odchodz▒c po omacku,
Przez kolejn▒ smugΩ cienia
Jasn▒ drog▒, kt≤r▒ idzie siΩ bez celu!
Nie ┐egnajcie mnie...
-oOo-
POLONEZ
P≤jd╝my w tany nie zwa┐aj▒c,
»e przemija rok po roku,
Snem o szpadzie rozmarzeni,
Zjednoczeni rytmem krok≤w.
W rytmie ta±ca mo┐e ka┐dy
Ujrzeµ piΩkne szklane domy,
Przed innymi i╢µ do przodu,
I wzlatywaµ nad poziomy!
Tak drepczemy w r≤┐ne strony,
Rozta±czeni po wsze czasy,
Bo to przecie┐ jest chodzony,
Na czterdzie╢ci cztery trasy,
WiΩc idziemy krok za krokiem,
Romantyczni, krzepcy, zdrowi,
Dumni, szumni i wybrani,
Silni zwarci i gotowi,
Mistycyzmem naznaczeni,
Czekaj▒cy rok za rokiem,
I od wiek≤w zagubieni
MiΩdzy Wieszczem a Prorokiem,
Byle tylko zdrowie by│o
Byle stawiaµ kroki ┐wawsze,
My m▒drzejsi z roku na rok,
Choµ po szkodzie - ale zawsze...
My │ba hydrze nie urwiemy,
Nie jest to objΩte planem,
Inne ponoµ s▒ zadania,
Inne cele s▒ wskazane
WiΩc
Zamiast rogu niech nam zagra
W nowym Zamku nowy kurant,
A my naprz≤d m│oda wiaro,
Z g│ow▒ pust▒,
Ale w chmurach!
-oOo-
KOGO DO ARKI
Na optymistycznym niebie,
Pod sterylnym niebosk│onem,
Nigdy nie ma niespodzianek,
To jest grane, co sprawdzone,
WiΩc sk▒d nagle czarna chmura?
Dociec prawdy szansa marna,
Co╢ jest nie tak! Biµ na trwogΩ!
Raz - ┐e chmura! Dwa - ┐e czarna!
Stop! Na miejsca!
Panikarzom zamkn▒µ gΩby!
Niech nie kracz▒!
Sprawa prosta! Nie ma sprawy!
Specjali╢ci wyt│umacz▒!
Podstaw brak do obaw wszelkich!
Winni, co na alarm bili!
I. wielkiej chmury deszcz niewielki
Specjali╢ci ustalili!
I wszyscy znowu s▒ spokojni,
Pojedynczo oraz spo│em,
I kogo we╝miesz do swej arki
Obywatelu Noe?
Zbo┐a lato╢ obrodzi│y,
Przyb≤r wody siΩ zatrzyma│,
Zn≤w rytmicznie krzywe rosn▒,
By│a jesie±, przyjdzie zima,
Najwa┐niejsze - mieµ ╢wiadomo╢µ
Co nam siΩ na lepsze zmienia,
I gradacjΩ znaµ problem≤w,
I mieµ s│uszny punkt widzenia!
WiΩc!
Tu s▒ do│y! Tam jest g≤ra!
Wy┐ej rΩce! Ni┐ej g│owy!
To jest bia│e! To jest czarne!
To jest ╢miech! A mo┐e skowyt?
ªwiat w│a╢ciwie bez tajemnic,
W▒tpliwo╢ci nic nie znacz▒,
Jak co╢ nie tak - nie ma sprawy -
Specjali╢ci wyt│umacz▒!
By wszyscy byli zn≤w spokojni,
Pojedynczo oraz spo│em,
I kogo we╝miesz do swej arki
Obywatelu Noe?
-oOo-
W MROKU
W mroku wszytko jest podobne,
Ludzie jednakowi,
Miar▒ cienia r≤wny s│uga panu,
A g│upiec mΩdrcowi,
Nie odr≤┐nisz tego, kto zepchniΩty,
A kto wywy┐szony,
Kogo chwaliµ, kogo kopn▒µ,
A przed kim biµ pok│ony?
W mroku ka┐dy sobie sterem,
Rzadziej w│asnym przewodnikiem,
Chocia┐ ka┐dy drogi szuka swej rΩki dotykiem,
SzczΩsn▒ r≤wno╢µ g│osz▒ wok≤│ dwulicowi baka│arze,
A ┐e ciemno -ka┐dy wierzy, choµ zn≤w siΩ oka┐e:
»e jeden w dalszym ci▒gu
Jak by│ - bΩdzie s│ug▒,
A drugi dalej bΩdzie panem,
Trzeci mΩdrcem, czwarty g│upcem,
A pi▒ty ┐ebrakiem bΩdzie,
Sz≤sty mod│≤w kornych swych nie przerwie
Pe│en pos│usze±stwa,
Choµ wie dobrze, ┐e modlitwa
Nie do tego nabo┐e±stwa.
WiΩc nim nowy czas oczy nam zawi▒┐e,
Nim skurczy siΩ ╢wiat na odleg│o╢µ r▒k,
Nim p│atnych aposto│≤w prorok najmnie nowy,
Co ╢lepc≤w wie╢µ bΩd▒ za dziewi▒ty kr▒g,
Mo┐e siΩ wszyscy odnajdziemy okre╢limy cele,
Rozszerzymy horyzonty z ram wyjΩte starych,
Mo┐e uda nam siΩ stworzyµ sw≤j w│asny testament,
Zanim ╢wiat│o╢µ wiekuista
Nam za╢wieci!
Amen!
-oOo-
TYSIíCE KILOMETR╙W
Chleba naszego powszedniego
Daj nam dzi╢ na drogΩ,
W serca wiΩcej wlej otuchy,
W zgrzebne sakwy wrzuµ nam czarny chleb
I okruchy,
By╢my w obiecanej dali
Nigdy g│odu nie zaznali,
Oddal od nas wszelk▒ trwogΩ,
Chleba naszego powszedniego
Daj nam dzi╢ na drogΩ!
Wytrwa│o╢ci i nadziei
Daj nam na d│ug▒ drogΩ,
Pozw≤l przetrwaµ czas pokuty,
Wstrzymaj deszcz, a z nieba mann▒ rzuµ
Mocne buty,
By╢my w raju w wielkiej chwili
Lepk▒ stop▒ nie plamili,
Buntu zaga╢ w nas po┐ogΩ,
Wytrwa│o╢ci i nadziei
Daj nam dzi╢ na drogΩ!
Wiary g│ebokiej niewzruszonej,
Daj nam na dalsz▒ drogΩ,
By╢my mogli zn≤w gor▒co
Wierzyµ w ziemiΩ obiecan▒,
Miodem, mlekiem sp│ywaj▒c▒,
By╢my nadal wierni byli
By╢my czasem nie zw▒tpili,
Stawiaµ ka┐ za nog▒ nogΩ,
Wiary silnej, niewzruszonej,
Daj nam dzi╢ na drogΩ!
-oOo-
Ostatnie poprawki: 29 wrzesie± 1998 16:07:40