KsiΩ┐yc ╢wieci│ nisko nad horyzontem. U╢piona preria by│a cicha. I tylko skunksy psu│y og≤lne wra┐enie i mi│▒ atmosferΩ. Krwisty Bill nie rusza│ siΩ na krok od pala, tak by│ do niego przywi▒zany, i spod wp≤│zapuchniΩtych powiek bacznie obserwowa│ co jest. A dobrze nie by│o. Ca│e plemiΩ P│askich St≤p otacza│o pal, a przed Billem siedzieli wodzowie - Ob│Ωdny Jele±, PΩdz▒cy Bizon i przede wszystkim úysa Puma, najbardziej zawziΩty na skalpy, z ┐▒dz▒ mordu tl▒c▒ siΩ w oczach. Bill wiedzia│, ┐e P│askie Stopy wykopa│y top≤r wojenny, ale jak siΩ okaza│o - znowu bez trzonka. St▒d w╢ciek│o╢µ i rozgoryczenie. Og≤lnie wiΩc sytuacja wygl▒da│a ╝le: Bill czu│, ┐e tylko jaki╢ fort lub fortel mo┐e go uratowaµ i my╢la│
intensywnie. Mo┐e zaproponowaµ im jak▒╢ zabawΩ? Ale w co? - my╢li jak b│yskawice przelatywa│y mu przez g│owΩ - w "Starego nied╝wiedzia gryzlly"?, w "Czerwonego luda"? w "Pochowanego"?, "W doktora"? - nic sensownego mu siΩ nie kojarzy│o. "W mordΩ" by by│a najlepsza, a potem na mustanga - pomy╢la│, ale nie pamiΩta│ dok│adnie na czym zabawa polega. Wtem poczu│, ┐e kto╢ po omacku rozcina rzemienie. To Rosochata Nied╝wiedzica, c≤rka úysej Pumy i nie tylko, przybywa│a mu z pomoc▒. W chwilΩ p≤╝niej Bill by│ wolny. Odczekawszy moment, jednym potΩ┐nym skokiem skoczy│ na siod│o, spad│ z drugiej strony i po chwili tΩtent trzewik≤w uzmys│owi│ czerwonosk≤rym niepowetowan▒ stratΩ niegodziwej rozrywki. Indianie rzucili siΩ w pogo± - niestety - ciemno╢µ wch│onΩ│a zbiega. I w rezerwacie zn≤w by│o cicho i spokojnie. Tylko rzadka zwierzyna pomyka│a bokiem, to zn≤w przodem, to zn≤w bokiem - aby nie wpa╢µ na jakie╢ drzewo. A úysa Puma, widz▒c co siΩ sta│o, z rezygnacj▒ powiedzia│ - Howgh! - I podrapa│ siΩ w g│owΩ, przechodz▒c przez ostre krzaki.