Scena&Studio Nr 2/97

Trochę spięta wchodzę do warszawskiego mieszkania Jana Borysewicza. Rozmowa jednak bardzo szybko staje się zupełnie swobodna i bez problemu udaje mi się wydobyć co ciekawsze o jego karierze i planach.

Scena&Studio: Początek nowego roku to czas na podsumowanie poprzedniego. Rok 1996 to wydanie dwóch płyt...

Jan Borysewicz.: Nagrane zostały trzy płyty. Nagrałem swoją solową płytę: Jan Bo "Moja wolność", druga płyta to "Międzyzdroje", a trzecią wydaliśmy tuż przed świętami -"Zimowe graffiti". Myślę, że to bardzo dużo, ale ja lubię dużo pracować.

Scena&Studio: Uważasz więc zeszły rok za udany?

Jan Borysewicz.: Tak. Pracowity, ale ja nie lubię się nudzić. Granie sprawia mi dużo przyjemności, mimo że trzeba w to wkładać sporo energii i pracy. Trzy płyty w ciągu jednego roku to naprawdę dużo. Wielu moich znajomych twierdzi, że to jest aż niemożliwe. Wydaje mi się jednak, że czas jest na wszystko, trzeba tylko umieć się zorganizować.

Scena&Studio: Powiedz mi jaka jest ta ostatnia płyta, "Zimowe graffiti"?

Jan Borysewicz.: Gdy kiedyś po koncertach wróciłem do Warszawy, obudziłem się w nocy i powiedziałem do mojej żony Patrycji, że wpadłem na pomysł, żeby nagrać właśnie taką płytę, nie z kolędami, ale świąteczną. Zadedykowaliśmy ją naszym fanom. Panasewicz napisał wszystkie teksty, ja muzykę.

Scena&Studio: Słyszałam że już w latach 80-tych myślałeś o stworzeniu własnego zespołu, Jan Bo.

Jan Borysewicz.: Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak się będzie nazywał. Moim marzeniem było zawsze stworzenie zespołu trzyosobowego. Trochę się to inaczej potoczyło, ale nie żałuję, ponieważ ten zespół dał mi bardzo dużo. Muzyka jaką gra Jan Bo nie ma jeszcze takiej szerokiej publiczności, u nas w Polsce, i podejrzewam, że nigdy nie będzie miała. Podobnie było ze Skawalkerem Grzegorza Skawlińskiego. Są to płyty dla wybranych, mam tego świadomość i nagrywam je wiedząc, że jest to inny materiał, cięższy w odbiorze dla masowej publiczności. Natomiast cieszy mnie, że mogę takie płyty nagrywać, i będę takie płyty nagrywał, może co rok lub co dwa lata. To jest takie moje spełnienie z wcześniejszych lat. Natomiast Lady Pank jest moim pierwszy dzieckiem, mamy dużo fanów, poza tym praca z tym zespołem cieszy mnie i bawi. Lubię pisać takie piosenki, jakie gra Lady Pank, bo są bardzo stylowe. Wydaje mi się, że są bardzo stylowe. Wydaje mi się, że można powiedzieć, że Lady Pank jest kapelą stylową. Natomiast Jan Bo to jest taka odskocznia, która dobrze wpływa na moje samopoczucie.

Scena&Studio: czy uważasz że naturalną koleją rzeczy pewne wyciszenie, pamiętając burzliwe lata pracy z Lady Pank?

Jan Borysewicz: To jest naturalna kolej rzeczy. Kiedy ostatnio rozmawiałem z Panasewiczem stwierdziliśmy, że bardzo nam odpowiada taki etap w karierze Lady Pank, jaki jest teraz. Kiedyś graliśmy po trzysta, czterysta koncertów i byliśmy wycieńczeni. Teraz jak zespoły grają dwadzieścia, trzydzieści koncertów w roku, to jest już dużo. Po tylu koncertach można było dostać świra. Teraz kiedy cofam się do tamtych lat nie dziwię się, że zespół szalał na koncertach czy po koncertach, w hotelach były różne zadymy, ale to wyłącznie z tego powodu, że zespół był naprawdę wykończony psychicznie i fizycznie. Kiedyś na trasę pojechał z nami na dwa tygodnie dziennikarz z Katowic i później napisał: "Spotkałem bardzo miłych młodych ludzi, którzy po tygodniu przeistoczyli się w zwierzaki." Jednak dobrze to wytłumaczył; on sam był wykończony po pięciu, sześciu dniach takiej trasy, ciągłego hałasu, przebywania w hotelach - w tym czasie nie mieliśmy w ogóle domów, wciąż na walizkach. Dlatego sytuacja jaka jest teraz w Lady Pank bardzo mi odpowiada. Świadomie nie gramy zbyt wielu koncertów, wybraliśmy tylko te dobrze zorganizowane, żeby była dobra aparatura, bo zespół jest bardzo sprawny i dobrze gra na koncertach. Wybieramy tylko takie, które dają zadowolenie nam i i publiczności. Większość czasu spędzam w studiu, pracuje nad swoimi solowymi planami, czy z Lady Pank, czy jako muzyk sesyjny. Piszę też muzykę do spektakli telewizyjnych.

Scena&Studio: No właśnie nie wszyscy wiedzą, że pracowałeś przy wielu przedsięwzięciach innych innych artystów jako gitarzysta sesyjny: Obywatela GC, Urszuli, Edyty Bartosiewicz i wielu innych. Czy tego rodzaju pracę, kiedy twoja rola jest drugoplanowa, uważasz również za satysfakcjonującą i twórczą?

Jan Borysewicz.: Uwielbiam prace w studiu. Kiedyś pracowałem z Budką Suflera, przez okres pięciu lat, i miałem kokosowe warunki, bo mieszkałem w tym studiu i kiedy zespół szedł do domu, zostawałem i potrafiłem po dziesięć razy nagrywać solówkę na magnetofon i zostawiać tą wersję, która mi odpowiada. Kiedy skończę już karierę koncertową, chciałbym otworzyć studio i robić muzykę głównie do filmów, bo bardzo dobrze się w tym czuję. Polega to przede wszystkim na wyobraźni, a myślę że wyobraźnię posiadam. Za każdym razem jednak, kiedy mówię sobie, że to już za rok lub może dwa, to nie za bardzo mi wychodzi. Ciągnie mnie na scenę, żeby wyskoczyć, założyć krótkie spodenki, rozpuścić włosy i trochę poszaleć. To jest właśnie rock'n'roll, który sobie w życiu wybrałem, i dobrze mi z tym.

Scena&Studio: Od 1994 roku, kiedy powstał nowy skład Lady Pank, a ze starego pozostałeś tylko Ty i Janusz Panasewicz, do grupy dołączyli całkiem młodzi muzycy...

Jan Borysewicz: Rzeczywiście, mają oni po dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata, ale podczas różnych wywiadów sami przyznają, że w ogóle nie czują różnicy wieku. Może dlatego, że my z Panasewiczem się nie zestarzeliśmy. Jesteśmy cały czas w kręgu rock'n'rolla, który nie pozwala się zestarzeć. Mam kupę znajomych którzy już w moim wieku chodzą o lasce, mają brzuszki, cały dzień skwaszeni i narzekają. Moim zdaniem muzyka sprawia, że chce się żyć i wciąż się ma energię. Ja czuję się świetnie w tej roli. Wracając do tych młodych ludzi, to uważam że jest to najlepszy skład i muzycznie, i towarzysko. Czujemy się razem dobrze w studio, na koncertach i po pracy. Kiedy mamy wolny tydzień lub dwa, to spotykamy się u mnie w domu. Zawsze mi zależało, żeby zespół tworzyła ekipa ludzi, która cały czas utrzymuje ze sobą kontakt.

Scena&Studio: Oni na pewno korzystają z waszego doświadczenia, natomiast czy Ty i Janusz również odnosicie jakieś korzyści z tej współpracy, czy oni potrafią nauczyć was jeszcze coś nowego?

Jan Borysewicz.: Oczywiście. Ja na przykład dużo wynoszę od Kuby Jabłońskiego, który gra na perkusji...

Scena&Studio: Gra on zresztą z Tobą również w Jan Bo...

Jan Borysewicz: Nie chciałem go brać z początku do Jana Bo, szukałem nowego perkusisty, żeby nie mieszać dwóch składów, ale okazało się że nie znalazłem lepszego. Kuba zrobił zresztą takie niesamowite postępy, że nie widzę innego perkusisty i z innym nie potrafił bym grać. Właśnie Kuba ożywił na bębnach stare utwory Lady Pank. A reszta młodych ludzi... oni cały czas dużo ćwiczą, grają dużo w studio i na koncertach, widzę że z miesiąca na miesiąc kapela idzie do przodu i to mnie stymuluje, żeby cały czas robić ciekawsze numery.

Scena&Studio: Opowiedz mi w paru słowach o sprzęcie na którym grasz?

Jan Borysewicz.: Jeśli chodzi o gitary, to od lat używam Fendera Stratocastera...

Scena&Studio: Ostatnio widziałam w twoich rękach Telecastera.

Jan Borysewicz: Już kiedys chciałem kupić dobrego Telecastera, i tak mi się zdarzył. Na jakieś pół roku odstawiłem Stratocastera. Jednak przeprosiłem się ze Stratem. Było to chyba chwilowe zafascynowanie tym Telecasterem. Teraz Tele stoi na scenie jako gitara zastępcza.

Scena&Studio: czy masz całą kolekcje gitar, wśród których jest jakaś ulubiona?

Jan Borysewicz: Nie. Nie przywiązuję do tego takiej dużej wagi. Ostatniego Fendera Stratocastera dostałem od mojej żony dwa lata temu na urodziny. Jeśli chodzi o wzmacniacze, to głównie używam Marshalli, ale pod namową Grześka Skawińskiego kupiłem Fendera Vibro King (seria Custom Shop - przyp. Red.) z dodatkową kolumną.

Scena&Studio: Wypróbowałeś go już w praktyce?

Jan Borysewicz.: Tak, w studiu. Jest to niesamowity wzmacniacz, dlatego że wszystko w nim jest ręcznie robione, głośniki to replika tych z przed czterdziestu lat, membrany, które są cienkie jak papier. Trzeba z nim bardzo uważać, dlatego nadaje się głównie do studia i do domu. Jeśli chodzi jeszcze o gitary to chciałem sobie kupić starego Stratocestera. W kwietniu jadę do Stanów, mam już umówione spotkanie z gitarzystą, który ma właśnie takiego czerwonego Strata z 1961 roku. Jest on dosyć drogi bo kosztuje 4500 dolarów, ale to jest instrument który ma duszę. Grałem na takiej gitarze półtora roku temu. Nie mam jednak jakiegoś kota na punkcie konkretnej gitary, którą musiał bym mieć i która musiałaby cały czas przy mnie stać. Musi to być jednak Fender Stratocaster. Nie wiem, czy wszyscy mają świadomość, że ustawienie lewej ręki na Stratocasterze i Gibsonie to są dwa różne światy. Może jest to przyzwyczajenie, ale chodzi mi też o samo brzmienie tej gitary.

Scena&Studio: Zastanawiam się, czy muzyk z Twoim doświadczeniem jeszcze czasami ćwiczy, czy jeśli gra coś, to już tylko dla własnej przyjemności?

Jan Borysewicz: Kiedyś bardzo dużo nie ćwiczyłem, teraz oczywiście trochę mniej, przede wszystkim dlatego, że wszystko dzieje się teraz w mojej głowie. Nawet jak mam przerwę w graniu, to po głowie cały czas latają mi melodie. Kiedy po dwóch, trzech tygodniach przerwy biorę do ręki instrument, to od razu z głowy wysypują mi się różne melodyjki.

Scena&Studio: W ten sposób ujawnia się Borysewicz-kompozytor. Czy sam siebie postrzegasz głównie jako kompozytora czy gitarzystę?

Jan Borysewicz: Nie wiem. Nigdy nie chciałem być kompozytorem, marzyłem w ogóle o tym, żeby grać, żeby stać na scenie i grać na gitarze. To, że zacząłem komponować to zupełny przypadek. Kiedyś Mira Kubasińska powiedziała, że skoro Tadek Nalepa potrafi komponować, to każdy potrafi. Wziąłem to sobie nagle do serca, wróciłem do Wrocławia (grałem wówczas z Budką Suflera) i skomponowałem utwór "Nie wierz nigdy kobiecie". Dzisiaj jak na to patrzę, to wydaje mi się że każdy może komponować, tylko ludzie mają bariery.

Scena&Studio: Ostatnio modne stały się projekty akustyczne, również w Polsce. Lady Pank nagrało całą akustyczną płytę pt. "Akustycznie - mała wojna", ponadto brałeś udział w koncercie Urszuli, również akustycznym, który ukazał się później na płycie. Czy sprawia Ci przyjemność formuła grania "unplugged" i czy nie mylę się sądząc, że w takiej sytuacji najlepiej wychodzą umiejętności muzyka lub ich brak?

Jan Borysewicz: Coś w tym jest. Dla mnie to nie jest już teraz wielka sztuka, ale jeśli by się cofnąć o parę lat, to podejrzewam, że trochę obawiałbym się wyjścia z zespołem i zagrania takiego akustycznego koncertu. Jest to sprawdzian umiejętności, czy zespół nie "oszukuje" w studiu efektami. Lubię grać takie koncerty bo są one bardzo świeże; nie ma takich żadnych urządzeń, nic nie nadepniesz. Żeby nagrać taką akustyczną płytę trzeba więcej skupienia. Jeśli chodzi o Urszulę, to sam zaproponowałem Staszkowi Zybowskiemu, żeby mnie wziął na dodatkowego gitarzystę. Grał z nimi świetny gitarzysta Jasiu Piwowar i dlatego zaproponowałem, żebyśmy zagrali jakiś utwór akustyczny na trzy gitarki. Mimo że nie było dużo czasu, uważam że płyta świetnie wypadła.

Scena&Studio: Na koniec pytanie o plany na przyszłość.

Jan Borysewicz.: Teraz przygotowuję materiał na płytę transowo-rave'ową zespołu Lady Pank, którą wydaje firma Starling. Znajdą się na niej stare przeboje grupy, takie jak "Mniej niż zero" czy "Zamki na piasku". Chcemy zrobić muzykę w stylu Prodigy.

Scena&Studio: Idziecie więc z duchem czasu...

Jan Borysewicz: Nie robię tego ze względu na modę. Chciałbym zobaczyć, jak te utwory wyglądały by, gdybym je nagrywał teraz. Płyta ta ukaże się w maju. Dla firmy Tic-Tac (jest to nowa wytwórnia, która powstała w styczniu) nagram płytę "Jan Borysewicz zaprasza". Zagra na niej T-Love, Kukiz, Gawliński, Acid Drinkers, Urszula, Big Cyc, Perfect, Lady Pank i Nalepa. Myślę, że jest to dobry pomysł, bo chyba nie było jeszcze płyty, do której nagrania jeden wykonawca zaprosiłby innych, swoich ulubionych wykonawców, z którymi zna się z tras koncertowych, czy bardziej towarzysko. Nic im z góry nie narzucam, nie będę sam komponował, każdy z tych wykonawców zagra swój materiał, w swoim stylu. Jeden utwór zagramy wszyscy razem. Myślę że będzie zainteresowanie taką płytą.

Scena&Studio: Dziękuję za rozmowę.

Z Janem Borysewiczem rozmawiała Natalia Jaszczal.

Powrót do strony głównej Powrót do prasy