Jan Borysewicz umówił się ze mną w restauracji w warszawskim kompleksie handlowym "Panorama". Siedział przy stoliku, sączył mineralną bez gazu i palił ze spokojem. Nie było Janusza Panasewicza, który odmówił rozmowy ze mną, stwierdzając krótko, że "z tym chujem nie chce mieć nic do czynienia". "Ja tez nie chciałem - wyjaśnił Janek. - Ale moja żona powiedziała: Co boisz się go?. A ja nie pękam, dlatego pomyślałem sobie, że czemu nie". Zaczęło się od suchego:
- Jestem Borysewicz.

Wiem, ja Grzesiek, może taaaak byśśśmy przeszli na "ty"?
- No dobra.

Atak.

Mówi się, że nagrywasz tak dużo płyt, bo sprzedajesz je małym firmom za dużą kasę. Ile albumów Lady Pank wydało ostatnio, łącznie ze składankami?
- Składanek nie liczę. Może powiem inaczej... W ciągu czterech lat nagraliśmy sześć płyt: Nanę, Zimowe Graffiti, Akustycznie, Lady Pank w transie, Międzyzdroje, no i tę nową - Łowcy głów. Do tego wydałem, jako Jan Bo, solową płytę Moja wolność. Ludzie różne rzeczy mówią, a ja po prostu jestem tak płodny. Skończyłem właśnie płytę i za chwilę siądę, by pracować nad nową,

Może są to tak banalne utwory, że łatwo je komponować.
- To proszę zrób taki utwór. Niech każdy spróbuje. Pokaż mi człowieka który potrafi zrobić płytę w ciągu tygodnia.

To nie jest już wtedy sztuka, tylko zwykły towar.
- Jaki towar? Gdy biorę instrument do ręki to, to tworzę.

To wynika z tego, że jesteś dobrym gitarzystą.
- No sam sobie zaprzeczasz. Jak może dobry gitarzysta robić tylko towar. Co to za zarzut, że człowiek jest płodny i ma mnóstwo pomysłów?

To, że jesteś płodny, nie podlega dyskusji tyle że ja oceniam materiał, który jest nieciekawy i wtórny.
- Nieciekawy i wtórny?! Wiele osób, oceniając płytę Łowcy głów, będzie mówiło, że tak się już nie gra. Powiedział to u Panasa (Janusz Panasewicz - G.B.) jakiś kolega, ale dodał, że mimo wszystko jest to ciekawy album. Nagraliśmy "Lady Pank w transie", by zobaczyć, jak nasze stare numery brzmią w nowoczesnych aranżacjach. Dzięki temu zamki na "Zamki na piasku", "Tytanic" czy "Mała wojna" żrą zupełnie inaczej na koncertach. Nowe wersje wzbogaciły te kompozycje; wcześniej były po prostu źle nagrane. Twoje zarzuty do mnie nie docierają.

Kontra Janka

To będę kuł dalej.
- Znam swoją wartość... kiedyś mnie bolało, że ktoś mnie nie doceniał, że ktoś coś napisał. To ja mogę Ci zarzucić, że kłujesz wszystkich. Twoją specjalnością jest pisanie tak, by komuś przykopać. Nie będę jednak używał brzydkich wyrazów pod twoim adresem.

Możesz mówić.
- Nie chcę być bezczelny. Jesteś człowiekiem który nie potrafi pisać inaczej. Może powinieneś być w zupełnie innej branży, nie muzycznej. Nie chodzi o mnie, bo znam swoją wartość i krytyka mnie nie wzrusza. Ale robisz krzywdę młodym kapelom, które zaczynają grać. Pamiętaj, że jeśli piszesz w gazecie muzycznej, to czasem trzeba kogoś pogłaskać, a nie bez przerwy każdemu przypierdalać.

Mam kompleksy, bo zawsze chciałem być gitarzystą solowym i teraz się mszczę. Jestem też za stary, żeby się zmieniać.
- Dlaczego, "też" za stary? Ja nie jestem stary.

Wolność Janka

Wróćmy do twych osiągnięć. Związałeś się z wytwórnią Starling, bo ponoć rozliczenia są mniej formalne. Ile Lady Pank sprzedaje płyt?
- W zależności od promocji w granicach 50-100 tysięcy. Międzyzdroje nie były w ogóle lansowane. Moje solowe albumy też, bo na nich bawię się dźwiękami. Ze Starlingiem podpisałem kontrakt, ponieważ ludzie z tej firmy dają mi wolną rękę. Być może duże wytwórnie sprzedałyby więcej egzemplarzy naszych płyt, ale nie chciałbym z tego powodu tracić swojej niezależności. Lubię działać samodzielnie, a poza tym nie robię niczego, co by nie sprawiało mi przyjemności. Jeżeli ktoś mi mówi co mam robić to mnie to drażni.

Czy w Polsce jest tak samo?
- Jasne. Mówi się zespołom, co mają nagrywać, jak wyglądać, gdzie grać, dlatego z dużymi firmami nie chcę mieć nic wspólnego. Lady Pank nie potrzebuje tak dużej promocji jak jakaś nowa kapela. Nie chcę już oglądać swojego pyska na wszystkich słupach.

Biznesmen.

Robisz wrażenie dobrego biznesmena, który umie sprzedać ten sam towar, przepakowując go kilkakrotnie.
- No bez przesady. Te płyty wielokrotnie wychodzą bez mojego udziału, bo nie do wszystkich nagrań mam prawa. Poza tym jestem już w takim wieku, że muszę być trochę biznesmenem. Muszę się kręcić wokół moich spraw i mam świadomość, że nie jestem sam. Zajmuję się kapelą, przy której oprócz muzyków pracuje jeszcze 7-8 osób. To są ludzie, którym daję pracę, zabezpieczam byt.

Jakie warunki trzeba spełnić, by znaleźć się jako muzyk w tym przedsiębiorstwie?
- Gdy po trzech latach przerwy w działalności Lady Pank szukałem nowych muzyków, zależało mi na takich, z którymi mógłbym się dogadać. Nie chodziło mi o to, by od razu grali rewelacyjnie, bo przy takim muzyku jak ja nawet słabsi instrumentaliści szybko mogą się podszkolić. Najważniejszy jest kontakt między ludźmi. Gramy ponad 20 koncertów miesięcznie i w takiej sytuacji układy towarzyskie sż bardzo istotne, prawie jak w rodzinie. Ile jest takich kapel, które rozwalają się po trzech miesiącach, bo faceci nie mogą się nawzajem znieść?

Przygotowałeś dla wytwórni Omega składankę "Być wolnym", na której zagrało kilka znanych zespołów. Muzycy twierdzą, że nieźle im zapłaciłeś za udział.
- Jasne, że musiałem im dobrze zapłacić, by chcieli zagrać na tej płycie. Dostałem zlecenie na realizację takiej składanki, zrobiłem to więc profesjonalnie.

Czy ta płyta odniosła sukces?
- To już nie moja sprawa. Nie zajmowałem się promocją i nie wiem, jak człowiek, który dał kasę na tą płytę, poprowadził dalej sprawę.

Prehistoria.

Skąd jesteś?
- Z Wrocławia - bardzo muzyczne miasto. Na początku grałem na perkusji. Może dlatego, że mój ojciec grał w zespole jazzowym na bębnach. Miałem szczęście - ludzie mi pomagali, mój sukces nie jest tylko moją zasługą. Na początku Jacek Baran wynalazł mnie w domu kultury. On śpiewał w znanym wówczas zespole Nurt. Wziął mnie na koncert w zastępstwie Alka Mrożka, który wyjechał do Niemiec. Nogi mi się trzęsły, bo kochałem ten zespół, a tu nagle miałem jechać z nimi do jakiegoś domu studenckiego na koncert. Bez żadnej próby zagrałem cały ich repertuar. Potem grałem w zespole niemieckim Katia i Roman. Romek Rumowicz z zespołu Romuald i Roman ożenił się z Niemką z NRD i założył tam zespół, w którym występowałem przez osiem miesięcy. Zarabiałem w Niemczech kupę pieniędzy. Pamiętam, że enerdowski inżynier dostawał miesięcznie 400 marek wschodnich, a ja zarabiałem 4000. Miałem wtedy 17 lat. W Niemczech usłyszał mnie pewien Indianin, który grywał z brytyjskim bluesmanem Alexisem Kornerem, i chciał, bym się do nich przyłączył. Nagrałem taśmę demo i wysłałem mu. Nic jednak z tego nie wyszło, ponieważ we Wrocławiu zobaczyłem zespół Apokalipsa i nie wróciłem do Niemiec.

Czy pamiętasz Wrocław, jaki opisał Lech Janerka w piosence Strzeż się tych miejsc?
- Jasne, myśmy się wtedy bili dzielnicami. W jednej bójce waliło się do trzystu osób. Byłem z Sępolna, czyli z dzielnicy, gdzie chłopaki nie pękają. Kiedyś podczas bójki przy Moście Grunwaldzkim zabrakło milicjantów do opanowania sytuacji i przysłano wojsko. Niedawno grałem koncert przeciw przemocy i pytano mnie, skąd się bierze ta agresja. Moim zdaniem wszystko wynika z układów rodzinnych. Wiem to po sobie. Miałem bardzo ciężką sytuację w domu i gdyby nie muzyka, nie wiem jak bym skończył.

Pod koniec lat 70. Znalazłeś się w Budce Suflera. Czego się nauczyłeś?
- Jadąc do Lublina, byłem przekonany, że będę grał na drugiej gitarze. Gdy się dowiedziałem, że dotychczasowy gitarzysta Andrzej Ziółkowski przechodzi na bas, nogi ugięły się pode mną. To była już wtedy grupa z klasą i nie wiedziałem, czy sobie poradzę, ponieważ Romek Lipko komponuje numery, w których rola gitary jest bardzo istotna. Pamiętam, że przez tydzień nie spałem. Czułem, że nie spełniam do końca oczekiwań Romka. Wtedy jednak był w zespole poważniejszy problem. Nie było wokalisty, który mógłby zastąpić Krzyśka Cugowskiego. Będąc w Budce, mogłem godzinami siedzieć w studio, które dla zespołu pracowało nan stop. Nagrywałem w nocy czterdzieści solówek, a oni przychodzili rano i wybierali jedną.

Jakiej muzyki wówczas słuchałeś?
- Wtedy popularni byli Pink Floyd, Rolling Stonesi i Dorsi. Ja zaś słuchałem głównie Milesa Davisa, Jimiego Hendrixa i Johna Coltrane'a. W muzyce Hrndrixa fascynowała mnie sekcja rytmiczna, bo największe solówki w dziejach zagrał Jimmy Page.

Kiedy zaczynałeś, istniał kult Antymosa "Lukisa" Apostolisa, gitarzysty SBB.
- Jeździłem za SBB na wszystkie koncerty. Stałem pod sceną i dostawałem pierdolca. Uważam SBB za najlepsze trio na świecie. Nie Cream, ale SBB. Lakis jest gitarzystą, jakich teraz nie ma. Nikt nie gra tak jak on. Miał kilka charakterystycznych zagrywek, które tylko on potrafił zagrać.

Czy są teraz młodzi gitarzyści tego formatu?
- Jest kilku... na przykład Maciej Gładysz, który podgrywa Edycie Bartosiewicz, ale kombinuje teżna własną rękę. Niedawno zebrałem sześciu gitarzystów i nagraliśmy w ciągu tygodnia dwie wersje Ezy Ryder Hendrixa. W tej szóstce byli: Darek Kozakiewicz, Winicjusz Chróst, Affek, Dziki, Maciej Gładysz i ja jako szósty. Na bębrach grał Morawski, na basie Pilichowski. Boby ze Zgody i Paweł Nowakowski śpiewali. Wyszły z tego świetne nagrania. Na tej sesji przypadkiem pojawił się też czarny muzyk, kuzyn Hendrixa, który zagrał na gitarze techniką slide. Musieliśmy, niestety, przerwać nagrania, bo były jakieś problemy z tantiemami.

Lady Pank.

Kto wymyślił Lady Pank, ty czy Mogielnicki?
- W Budce nie miałem ambicji kompozytorskich. Kiedyś jednak Mira Kubasińska powiedziała mi, że skoro Nalepa może komponować, to każdy może. Wziąłem to sobie do serca i we Wrocławiu, w kuchni skomponowałem "Nie wierz nigdy kobiecie". To była moja pierwsza piosenka. Romek Lipko pozwolił mi ją nagrać z Budką i od tego czasu poczułem, że mógłbym mieć własną kapelę. Mogiel, który pisał teksty dla Budki, wyczuł we mnie potencjał. Lady Pank był naszym wspólnym tworem.

Wówczas po typowej muzyce rockowej lat 70., zainteresowałeś się nowofalowym popem.
- To przejście było płynne. Zobaczyłem w Niemczech, w telewizji, koncert The Police i to był dla mnie szok. To było zupełnie inne myślenie. "Policjanci" odwrócili wszystko do góry nogami i zainspirowali wiele nowych kapel. Pokazali, że można inaczej.

W twoich utworach jest wiele cytatów z The Police.
- Nie ukrywam, że byłem zafascynowany "Policjantami" i to z pewnością słychać w moich utworach. To jest nieuniknione. Przy robieniu muzyki należy wykorzystywać dobre wzorce.

Incydent we Wrocławiu.

Jak po latach oceniasz pokazanie przez ciebie członka na pamiętnym koncercie we Wrocławiu?
- Ja mogę oceniać? Dałem plamę, zbłaźniłem się potwornie. Zresztą bardzo to przeżyłem. Dałem się sprowokować kilku kolesiom , którzy mi fuckowali. Byłem trochę podcięty i nerwy mi puściły.

Między '84 a '87 rokiem rozpadły się kapele z topu. Zdaje się, że ten psychiczny stres udzielił się wszystkim.
- Byliśmy wszyscy strasznie wyeksploatowani. Graliśmy po 300-400 koncertów rocznie. Któż to mógł wytrzymać? Wydaje mi się, że spędziłem w hotelach kilka dobrych lat. Wtedy w końcu wpadliśmy w amok. Były koncerty, potem balanga i picie. Wódy nie piliśmy, tylko "łychę" (whisky -G.B.). Picie, picie... i człowiek się zatracał. Takie zachowanie wynikało z ciśnienia wokół nas i dobrze, że stało się tylko tyle, bo przecież mogliśmy się na przykład pozabijać.

Znowu razem.

Panasewicz jest jedynym muzykiem, który ciągle jest z tobą... rozumiem, że jesteście przyjaciółmi?
- Chyba tak. Musi być coś takiego, skoro jesteśmy tyle czasu razem. Najlepiej świadczy o tym fakt, że po latach przerwy znowu występujemy razem. Podkreślam - przerwy, ponieważ nigdy nie rozwiązaliśmy zespołu. Znaleźliśmy się w pewnym momencie w takim kotle, że musieliśmy odpocząć.

Dlaczego inni nie wrócili? Czy już za dużo kwasów było między wami?
- Jacek Gola i Kapiszon (basista, Paweł Mścisławski - G.B), którzy mieszkają w Stanach, chcieli wrócić. Wiele osób mnie namawiało, by z powrotem skompletować stary skład , jednak doszedłem do wniosku, że zagramy z nowymi muzykami. Nie żałuję, bo gdybyśmy zagrali ze starym składem, byłoby to tylko odcinanie kuponów.

Po zawieszeniu działalności Lady Pank padło mnóstwo nieprzyjemnych zdań.
- Z moich ust nigdy nic nie padło...

Tak, ale jak się czułeś, gdy Hołdys napiętnował cię w miesięczniku "Non-Stop"?
- To, co napisał o drinkach, które podobno spijałem w barze? Gdyby to była prawda, dawno powinienem zachlać się na śmierć. Daj spokój, jak coś jest kłamstwem, to mnie w ogóle nie rusza. Gdzie jest teraz Hołdys i gdzie jest teraz "Non-Stop"?

Czy przy wyborze muzyków kierowałeś się ich wiekiem, bo dzięki temu mogłeś odmłodzić oblicze zespołu?
- Nie da się grać z muzykami w moim wieku (Janek ma 43 lata - G.B.) cz Panasa (40 lat - G.B.), bo z nimi dopiero jest ciśnienie i ciągłe rozmowy o kasie. To dlatego zdecydowałem się grać z młodszymi. Na pewno jednak nie wybierałem tych młodziaków po to, by nas odmłodzili. Tak samo byśmy wyglądali w starym składzie, bo taki Kapiszon ciągle prezentuje się znakomicie.

Będziesz jeszcze pracował z Mogielnickim?
- Mogiel nie chce ze mną rozmawiać. Próbowałem się z nim skontaktować trzy razy, bez efektu. Dziwne, bo powiedział komuś, że jest otwarty na propozycje. Szanuję okres naszej współpracy. To był zajebisty czas. Pamiętam jak chodziliśmy po różnych firmach, szukając funduszy na nagranie płyty. Dopiero w Estradzie Warszawskiej pan Cejrowski (ojciec Wojciecha Cejrowskiego - G.B.) wezwał księgową, by nam dała ile chcemy. Nie jestem do końca przekonany czy chcę jeszcze z Mogielem współpracować.

Gitarzyści.

Czy jesteś najlepszym gitarzystą w Polsce?
- Przestań. Nie ma czegoś takiego jak tytuł najlepszego gitarzysty w Polsce. Nie wiem, czy jestem w pierwszej trójce, dziesiątce. Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia, po prostu gram. Poza tym byłem pierwszym gitarzystą, który w Non-Stopie" powiedział o innym gitarzyście, że jest najlepszy w Polsce... (o Darku Kozakiewiczu, dziś gra w Perfekcie - G.B.).

Wydaje mi się, że Lady Pank nie zaspokaja twoich ambicji jako instrumentalisty.
- Jako instrumentalisty może nie do końca, dlatego czasami odskakuję do formacji Jan Bo. Nie mogę wrzucać za dużo solówek do piosenek Lady Pank, bo to nie byłoby Lady Pank. Na albumie "Międzyzdroje" jest tylko jedna solówka. Na nowej płycie jest trochę więcej. Lubię grać króciutkie, melodyjne solóweczki. One są najtrudniejsze do zagrania, ale do tego trzeba dojrzeć.

Kobiety.

Zapewne łatwiej ci było, jako znanemu gitarzyście, wyrywać panny?
- Nigdy tego tak nie odbierałem. Nigdy nie wykorzystywałem tego, że jestem gitarzystą popularnego zespołu, za którym biegają fanki. Gram dla ludzi z miłości, a nie po to by mieć z tego korzyści. Oczywiście, znam kilku gości, którzy po to tylko grają, by potem w hotelu zrobić jakąś bibę i wyruchać kilka fanek.

Ale jak masz 20 lat, to myślisz zupełnie inaczej.
- Jak miałem 20 lat, to byłem już żonaty i miałem dziecko. Miałem rodzinę.

Zdaj się że nie byłeś jej wierny przez następne 20 lat?
- Nie, byliśmy razem tylko cztery lata. Potem miałem następną kobietę.

Trudno z tobą żyć?
- Nie jestem łatwym partnerem. Moje poprzednie związki trwały po sześć lat. Teraz mam żonę, z którą będę do końca. Jestem tego pewien. Ona jest bardzo podobna do mnie. Czasami bywają momenty, że jej energia i moja wybuchają przeciw sobie, ale sa to sekundowe sytuacje.

Jesteś młodym dziadkiem?
- To jest normalna rzecz, tylko ludzie robią z tego wielką sensację. Gdybym nie grał na gitarze, a był bezzębnym, łysym facetem, to każdy uznał by to za normalne. Prawda jest taka, że nie byłem przygotowany do założenia pierwszej rodziny. Byłem niedojrzały, odszedłem od niej i ucierpiała na tym moja żona i córka. Po latach wiem, że to była moja wina. Nauczyłem się jednak wiele i teraz uważam, żeby nie popełnić tych samych błędów w stosunku do mojej nowej rodziny. Jasne, że moja pierwsza córka miała do mnie pretensje. Musieliśmy w końcu przełamać bariery i teraz między nami jest bardzo dobrze. Gdy patrzę na nią, wydaje mi się, że ciągle ma piętnaście lat, a jest o sześć lat starsza.

Luksus.

Powszechnie wiadomo, że lubisz komfortowe życie.
- Tak, to prawda. Wszystko zaczęło się od dziecięcych marzeń. Mając 16 lat, musiałem już zarabiać. W takiej sytuacji rodzą się marzenia, choć nie myślałem wtedy o mercedesach. Pracowałem jako malarz pokojowy i składałem na lekarstwa dla mojej sparaliżowanej mamy. Zarobiłem 30 tysięcy złotych. Za dwa tysiące kupiłem gitarę niejakich braci Dżingsów, a resztę dałem na lekarstaw dla mamy. Będąc w Apokalipsie, przez dwa lata spałem na hamaku w piwnicy. Może dlatego, kiedy dostałem propozycję przejścia do budki, w ogóle się nie zastanawiałem.

Luksus jest częścią twojego życia.
- Jasne, że jest, ale doszedłem do tego sam i nie możesz mieć o to do mnie pretensji. Dumny jestem, że mogę utrzymać teraz moją rodzinę. Dla mnie to, co innym wydaje się luksusem, jest normalną rzeczą. Prawie sześć lat spędziłem w Stanach, gdzie ludzie żyją na innym poziomie. Tamten styl bardzo mi odpowiada, ale za żadne skarby nie mógłbym tam mieszkać. Skoro ja mogę coś mieć, to wszyscy mogą to mieć.

Jaki masz samochód?
- Lexusa. Kiedyś bardzo lubiłem jeździć. Teraz już mniej. Miałem pontiaca TransAma, z otwieranym dachem, cztery rury, turbo. Obecnie jeździ nim Wojtek Karolak. Potem miałem forda capri w wersji sportowej. Wtedy to się szalało. Pojeździć, poszaleć, pościgać się z poślizgami kontrolowanymi - normalnie, jak to młody człowiek. Teraz bardziej zależy mi na wygodzie, chociaż Lexus też ma potężny silnik.

Narkotyki to też pewnego rodzaju luksus?
- Tak, narkotyki to luksus, więc czemu nie? Alkoholu, czy innego luksusowego środka nie powinno się używać podczas pracy. Jeżeli jest u mnie impreza i jest dużo "łychy", to nie pozwalam nikomu dotknąć gitary i sam też się do niej nie zbliżam. To byłby brak szacunku dla instrumentu. Kiedyś spróbowałem jakiejś używki i wyszedłem na scenę. Nie byłem potem z tego zadowolony i powiedziałem sobie, że już tego nigdy nie zrobię.

Czy teraz jest czas kokainy?
- Myślę że tak. Oczywiście uważam, że czemu nie, ale na pewno nie można używać po to, by się nakręcić do grania. Kokaina nie daje pewności siebie. Wiem o tym i mam tego świadomość.

Na polski rynek coraz mocniej wchodzi heroina.
- Nie chcę rozmawiać o narkotykach, bo jestem daleki od tego. Czasami w towarzystwie zdarza mi się coś luksusowego wziąć, ale to są wyjątkowe sytuacje.

Podobno członkowie Lady Pank utrzymują kontakty z członkami mafii?
- To jest normalne, że gdy muzykujesz, musisz się kontaktować z ludźmi różnych profesji. Nie jesteś w stanie odciąć się od świata. Gdy jesteś na topie musisz mieć różne kontakty i nie zawsze je kontrolujesz.

A politycy?
- Wiem, że sympatią darzą nas ludzie z Unii Wolności, dlatego zrobiliśmy dla nich piosenkę na rzecz kampanii wyborczej. Krzysztof Bielecki bardzo nas lubi. Kiedyś po koncercie rozmawialiśmy nawet. Osobiście nie interesuję się polityką.

Wyciszenie.

Czy jesteś osobą wierzącą?
- Religijny nie jestem, ale za to bardzo wrażliwy duchowo. Nie wiem, czy wiesz, że byłem na pielgrzymce w 1985 roku i chciałem później chodzić co dwa, trzy lata, ale minęło ponad dziesięć i wciąż jestem za słaby, by to zrobić. To było dla mnie wielkie przeżycie. Mam silną psychikę. Kryzysowe stany nachodzą mnie jedynie podczas tras, kiedy zdarzają się balanżki. Wtedy mam dość i chcę od razu to rzucić. Potem jednak nie mogę dłużej niż dwa tygodnie usiedzieć w domu. Czasami dziwię się sobie i Panasowi, że po tych wszystkich przejściach, po tym ile już w życiu wypiliśmy, nawywijaliśmy, wciąż gramy i mamy ciągle pomysły na nowe płyty.

Masz jakiś sposób na wyciszenie?
- Tak, wędkarstwo. Mogę nic nie złapać. Wystarczy mi, że gapię się w wodę i moczę kija. Nie potrafię wypocząć na wakacjach, bo po tygodniu już mnie gna do roboty. Wynika to z energii, która mnie rozpiera. Mam to w genach. Czasami trzy tygodnie nie pije whisky i nie palę papierosów. Czasami muszę się jednak znieświeżyć, by zahamować moją energię.

Czy trudno być muzykiem rockowym w Polsce?
- Myślę, że jak człowiek sobie dobrze poukłada - tak jak ja to zrobiłem - to jest to z pewnością przyjemność. Jestem szczęśliwy, bo spełniły się moje marzenia. Gram na gitarze na scenie i mam swój zespół.

To była naprawdę fajna rozmowa. Myślę, że coś pękło miedzy nami i pojawił się nić sympatii. Na koniec uścisnęliśmy sobie ręce i Janek zapłacił rachunek. Nie myślicie sobie, że najlepszy gitarzysta w Polsce, no, wyłączając Dariusza Kozakiewicza, zaprosił mnie że przed tym spotkaniem nie darzył mnie najgłębszą sympatią. Inna sprawa, że przez dwie godziny rozmowy wypiliśmy dwie niegazowane wody i po jednej kawie. "Łychy", zapewniam was, nie było. Może innym razem. Na wszelki wypadek nie będę słuchał nowej płyty Lady Pank, bo jeszcze mi coś strzeli do łba i coś skrobnę, a wiecie już jaki jestem...

Rozmawiał: Grzegorz Brzyzowski
Współpraca: Rafał Bryndal.

Powrót do strony głównej Powrót do prasy