|

Jan Borysewicz umówił się ze mną w restauracji w
warszawskim kompleksie handlowym "Panorama".
Siedział przy stoliku, sączył mineralną bez gazu i
palił ze spokojem. Nie było Janusza Panasewicza, który
odmówił rozmowy ze mną, stwierdzając krótko, że
"z tym chujem nie chce mieć nic do czynienia".
"Ja tez nie chciałem - wyjaśnił Janek. - Ale moja
żona powiedziała: Co boisz się go?. A ja nie pękam,
dlatego pomyślałem sobie, że czemu nie".
Zaczęło się od suchego:
- Jestem Borysewicz.
Wiem, ja
Grzesiek, może taaaak byśśśmy przeszli na
"ty"?
- No dobra.
Atak.
Mówi się, że nagrywasz tak dużo płyt, bo
sprzedajesz je małym firmom za dużą kasę. Ile
albumów Lady Pank wydało ostatnio, łącznie ze
składankami?
- Składanek nie liczę. Może powiem inaczej... W ciągu
czterech lat nagraliśmy sześć płyt: Nanę, Zimowe
Graffiti, Akustycznie, Lady Pank w transie,
Międzyzdroje, no i tę nową - Łowcy głów. Do tego
wydałem, jako Jan Bo, solową płytę Moja wolność.
Ludzie różne rzeczy mówią, a ja po prostu jestem tak
płodny. Skończyłem właśnie płytę i za chwilę
siądę, by pracować nad nową,
Może
są to tak banalne utwory, że łatwo je komponować.
- To proszę zrób taki utwór. Niech każdy spróbuje.
Pokaż mi człowieka który potrafi zrobić płytę w
ciągu tygodnia.
To nie
jest już wtedy sztuka, tylko zwykły towar.
- Jaki towar? Gdy biorę instrument do ręki to, to
tworzę.
To
wynika z tego, że jesteś dobrym gitarzystą.
- No sam sobie zaprzeczasz. Jak może dobry gitarzysta
robić tylko towar. Co to za zarzut, że człowiek jest
płodny i ma mnóstwo pomysłów?
To, że
jesteś płodny, nie podlega dyskusji tyle że ja oceniam
materiał, który jest nieciekawy i wtórny.
- Nieciekawy i wtórny?! Wiele osób, oceniając płytę
Łowcy głów, będzie mówiło, że tak się już nie
gra. Powiedział to u Panasa (Janusz Panasewicz - G.B.)
jakiś kolega, ale dodał, że mimo wszystko jest to
ciekawy album. Nagraliśmy "Lady Pank w
transie", by zobaczyć, jak nasze stare numery
brzmią w nowoczesnych aranżacjach. Dzięki temu zamki
na "Zamki na piasku", "Tytanic" czy
"Mała wojna" żrą zupełnie inaczej na
koncertach. Nowe wersje wzbogaciły te kompozycje;
wcześniej były po prostu źle nagrane. Twoje zarzuty do
mnie nie docierają.
Kontra
Janka
To
będę kuł dalej.
- Znam swoją wartość... kiedyś mnie bolało, że
ktoś mnie nie doceniał, że ktoś coś napisał. To ja
mogę Ci zarzucić, że kłujesz wszystkich. Twoją
specjalnością jest pisanie tak, by komuś przykopać.
Nie będę jednak używał brzydkich wyrazów pod twoim
adresem.
Możesz
mówić.
- Nie chcę być bezczelny. Jesteś człowiekiem który
nie potrafi pisać inaczej. Może powinieneś być w
zupełnie innej branży, nie muzycznej. Nie chodzi o
mnie, bo znam swoją wartość i krytyka mnie nie
wzrusza. Ale robisz krzywdę młodym kapelom, które
zaczynają grać. Pamiętaj, że jeśli piszesz w gazecie
muzycznej, to czasem trzeba kogoś pogłaskać, a nie bez
przerwy każdemu przypierdalać.
Mam
kompleksy, bo zawsze chciałem być gitarzystą solowym i
teraz się mszczę. Jestem też za stary, żeby się
zmieniać.
- Dlaczego, "też" za stary? Ja nie jestem
stary.
Wolność
Janka
 Wróćmy do twych osiągnięć.
Związałeś się z wytwórnią Starling, bo ponoć
rozliczenia są mniej formalne. Ile Lady Pank sprzedaje
płyt?
- W zależności od promocji w granicach 50-100 tysięcy.
Międzyzdroje nie były w ogóle lansowane. Moje solowe
albumy też, bo na nich bawię się dźwiękami. Ze
Starlingiem podpisałem kontrakt, ponieważ ludzie z tej
firmy dają mi wolną rękę. Być może duże wytwórnie
sprzedałyby więcej egzemplarzy naszych płyt, ale nie
chciałbym z tego powodu tracić swojej niezależności.
Lubię działać samodzielnie, a poza tym nie robię
niczego, co by nie sprawiało mi przyjemności. Jeżeli
ktoś mi mówi co mam robić to mnie to drażni.
Czy w
Polsce jest tak samo?
- Jasne. Mówi się zespołom, co mają nagrywać, jak
wyglądać, gdzie grać, dlatego z dużymi firmami nie
chcę mieć nic wspólnego. Lady Pank nie potrzebuje tak
dużej promocji jak jakaś nowa kapela. Nie chcę już
oglądać swojego pyska na wszystkich słupach.
Biznesmen.
Robisz
wrażenie dobrego biznesmena, który umie sprzedać ten
sam towar, przepakowując go kilkakrotnie.
- No bez przesady. Te płyty wielokrotnie wychodzą bez
mojego udziału, bo nie do wszystkich nagrań mam prawa.
Poza tym jestem już w takim wieku, że muszę być
trochę biznesmenem. Muszę się kręcić wokół moich
spraw i mam świadomość, że nie jestem sam. Zajmuję
się kapelą, przy której oprócz muzyków pracuje
jeszcze 7-8 osób. To są ludzie, którym daję pracę,
zabezpieczam byt.
 Jakie warunki trzeba spełnić, by
znaleźć się jako muzyk w tym przedsiębiorstwie?
- Gdy po trzech latach przerwy w działalności Lady Pank
szukałem nowych muzyków, zależało mi na takich, z
którymi mógłbym się dogadać. Nie chodziło mi o to,
by od razu grali rewelacyjnie, bo przy takim muzyku jak
ja nawet słabsi instrumentaliści szybko mogą się
podszkolić. Najważniejszy jest kontakt między ludźmi.
Gramy ponad 20 koncertów miesięcznie i w takiej
sytuacji układy towarzyskie sż bardzo istotne, prawie
jak w rodzinie. Ile jest takich kapel, które rozwalają
się po trzech miesiącach, bo faceci nie mogą się
nawzajem znieść?

Przygotowałeś
dla wytwórni Omega składankę "Być wolnym",
na której zagrało kilka znanych zespołów. Muzycy
twierdzą, że nieźle im zapłaciłeś za udział.
- Jasne, że musiałem im dobrze zapłacić, by chcieli
zagrać na tej płycie. Dostałem zlecenie na realizację
takiej składanki, zrobiłem to więc profesjonalnie.
Czy ta
płyta odniosła sukces?
- To już nie moja sprawa. Nie zajmowałem się promocją
i nie wiem, jak człowiek, który dał kasę na tą
płytę, poprowadził dalej sprawę.
Prehistoria.
Skąd
jesteś?
- Z Wrocławia - bardzo muzyczne miasto. Na początku
grałem na perkusji. Może dlatego, że mój ojciec grał
w zespole jazzowym na bębnach. Miałem szczęście -
ludzie mi pomagali, mój sukces nie jest tylko moją
zasługą. Na początku Jacek Baran wynalazł mnie w domu
kultury. On śpiewał w znanym wówczas zespole Nurt.
Wziął mnie na koncert w zastępstwie Alka Mrożka,
który wyjechał do Niemiec. Nogi mi się trzęsły, bo
kochałem ten zespół, a tu nagle miałem jechać z nimi
do jakiegoś domu studenckiego na koncert. Bez żadnej
próby zagrałem cały ich repertuar. Potem grałem w
zespole niemieckim Katia i Roman. Romek Rumowicz z
zespołu Romuald i Roman ożenił się z Niemką z NRD i
założył tam zespół, w którym występowałem przez
osiem miesięcy. Zarabiałem w Niemczech kupę
pieniędzy. Pamiętam, że enerdowski inżynier dostawał
miesięcznie 400 marek wschodnich, a ja zarabiałem 4000.
Miałem wtedy 17 lat. W Niemczech usłyszał mnie pewien
Indianin, który grywał z brytyjskim bluesmanem Alexisem
Kornerem, i chciał, bym się do nich przyłączył.
Nagrałem taśmę demo i wysłałem mu. Nic jednak z tego
nie wyszło, ponieważ we Wrocławiu zobaczyłem zespół
Apokalipsa i nie wróciłem do Niemiec.
Czy
pamiętasz Wrocław, jaki opisał Lech Janerka w piosence
Strzeż się tych miejsc?
- Jasne, myśmy się wtedy bili dzielnicami. W jednej
bójce waliło się do trzystu osób. Byłem z Sępolna,
czyli z dzielnicy, gdzie chłopaki nie pękają. Kiedyś
podczas bójki przy Moście Grunwaldzkim zabrakło
milicjantów do opanowania sytuacji i przysłano wojsko.
Niedawno grałem koncert przeciw przemocy i pytano mnie,
skąd się bierze ta agresja. Moim zdaniem wszystko
wynika z układów rodzinnych. Wiem to po sobie. Miałem
bardzo ciężką sytuację w domu i gdyby nie muzyka, nie
wiem jak bym skończył.
Pod
koniec lat 70. Znalazłeś się w Budce Suflera. Czego
się nauczyłeś?
- Jadąc do Lublina, byłem przekonany, że będę grał
na drugiej gitarze. Gdy się dowiedziałem, że
dotychczasowy gitarzysta Andrzej Ziółkowski przechodzi
na bas, nogi ugięły się pode mną. To była już wtedy
grupa z klasą i nie wiedziałem, czy sobie poradzę,
ponieważ Romek Lipko komponuje numery, w których rola
gitary jest bardzo istotna. Pamiętam, że przez tydzień
nie spałem. Czułem, że nie spełniam do końca
oczekiwań Romka. Wtedy jednak był w zespole
poważniejszy problem. Nie było wokalisty, który
mógłby zastąpić Krzyśka Cugowskiego. Będąc w
Budce, mogłem godzinami siedzieć w studio, które dla
zespołu pracowało nan stop. Nagrywałem w nocy
czterdzieści solówek, a oni przychodzili rano i
wybierali jedną.
Jakiej
muzyki wówczas słuchałeś?
- Wtedy popularni byli Pink Floyd, Rolling Stonesi i
Dorsi. Ja zaś słuchałem głównie Milesa Davisa,
Jimiego Hendrixa i Johna Coltrane'a. W muzyce Hrndrixa
fascynowała mnie sekcja rytmiczna, bo największe
solówki w dziejach zagrał Jimmy Page.
Kiedy
zaczynałeś, istniał kult Antymosa "Lukisa"
Apostolisa, gitarzysty SBB.
- Jeździłem za SBB na wszystkie koncerty. Stałem pod
sceną i dostawałem pierdolca. Uważam SBB za najlepsze
trio na świecie. Nie Cream, ale SBB. Lakis jest
gitarzystą, jakich teraz nie ma. Nikt nie gra tak jak
on. Miał kilka charakterystycznych zagrywek, które
tylko on potrafił zagrać.
Czy są
teraz młodzi gitarzyści tego formatu?
- Jest kilku... na przykład Maciej Gładysz, który
podgrywa Edycie Bartosiewicz, ale kombinuje teżna
własną rękę. Niedawno zebrałem sześciu gitarzystów
i nagraliśmy w ciągu tygodnia dwie wersje Ezy Ryder
Hendrixa. W tej szóstce byli: Darek Kozakiewicz,
Winicjusz Chróst, Affek, Dziki, Maciej Gładysz i ja
jako szósty. Na bębrach grał Morawski, na basie
Pilichowski. Boby ze Zgody i Paweł Nowakowski śpiewali.
Wyszły z tego świetne nagrania. Na tej sesji
przypadkiem pojawił się też czarny muzyk, kuzyn
Hendrixa, który zagrał na gitarze techniką slide.
Musieliśmy, niestety, przerwać nagrania, bo były
jakieś problemy z tantiemami.
Lady
Pank.
Kto
wymyślił Lady Pank, ty czy Mogielnicki?
- W Budce nie miałem ambicji kompozytorskich. Kiedyś
jednak Mira Kubasińska powiedziała mi, że skoro Nalepa
może komponować, to każdy może. Wziąłem to sobie do
serca i we Wrocławiu, w kuchni skomponowałem "Nie
wierz nigdy kobiecie". To była moja pierwsza
piosenka. Romek Lipko pozwolił mi ją nagrać z Budką i
od tego czasu poczułem, że mógłbym mieć własną
kapelę. Mogiel, który pisał teksty dla Budki, wyczuł
we mnie potencjał. Lady Pank był naszym wspólnym
tworem.
Wówczas
po typowej muzyce rockowej lat 70., zainteresowałeś
się nowofalowym popem.
- To przejście było płynne. Zobaczyłem w Niemczech, w
telewizji, koncert The Police i to był dla mnie szok. To
było zupełnie inne myślenie. "Policjanci"
odwrócili wszystko do góry nogami i zainspirowali wiele
nowych kapel. Pokazali, że można inaczej.
W twoich
utworach jest wiele cytatów z The Police.
- Nie ukrywam, że byłem zafascynowany
"Policjantami" i to z pewnością słychać w
moich utworach. To jest nieuniknione. Przy robieniu
muzyki należy wykorzystywać dobre wzorce.
Incydent
we Wrocławiu.
Jak po
latach oceniasz pokazanie przez ciebie członka na
pamiętnym koncercie we Wrocławiu?
- Ja mogę oceniać? Dałem plamę, zbłaźniłem się
potwornie. Zresztą bardzo to przeżyłem. Dałem się
sprowokować kilku kolesiom , którzy mi fuckowali.
Byłem trochę podcięty i nerwy mi puściły.
Między
'84 a '87 rokiem rozpadły się kapele z topu. Zdaje
się, że ten psychiczny stres udzielił się wszystkim.
- Byliśmy wszyscy strasznie wyeksploatowani. Graliśmy
po 300-400 koncertów rocznie. Któż to mógł
wytrzymać? Wydaje mi się, że spędziłem w hotelach
kilka dobrych lat. Wtedy w końcu wpadliśmy w amok.
Były koncerty, potem balanga i picie. Wódy nie
piliśmy, tylko "łychę" (whisky -G.B.).
Picie, picie... i człowiek się zatracał. Takie
zachowanie wynikało z ciśnienia wokół nas i dobrze,
że stało się tylko tyle, bo przecież mogliśmy się
na przykład pozabijać.
Znowu
razem.
Panasewicz
jest jedynym muzykiem, który ciągle jest z tobą...
rozumiem, że jesteście przyjaciółmi?
- Chyba tak. Musi być coś takiego, skoro jesteśmy tyle
czasu razem. Najlepiej świadczy o tym fakt, że po
latach przerwy znowu występujemy razem. Podkreślam -
przerwy, ponieważ nigdy nie rozwiązaliśmy zespołu.
Znaleźliśmy się w pewnym momencie w takim kotle, że
musieliśmy odpocząć.
Dlaczego
inni nie wrócili? Czy już za dużo kwasów było
między wami?
- Jacek Gola i Kapiszon (basista, Paweł Mścisławski -
G.B), którzy mieszkają w Stanach, chcieli wrócić.
Wiele osób mnie namawiało, by z powrotem skompletować
stary skład , jednak doszedłem do wniosku, że zagramy
z nowymi muzykami. Nie żałuję, bo gdybyśmy zagrali ze
starym składem, byłoby to tylko odcinanie kuponów.
Po
zawieszeniu działalności Lady Pank padło mnóstwo
nieprzyjemnych zdań.
- Z moich ust nigdy nic nie padło...
Tak, ale
jak się czułeś, gdy Hołdys napiętnował cię w
miesięczniku "Non-Stop"?
- To, co napisał o drinkach, które podobno spijałem w
barze? Gdyby to była prawda, dawno powinienem zachlać
się na śmierć. Daj spokój, jak coś jest kłamstwem,
to mnie w ogóle nie rusza. Gdzie jest teraz Hołdys i
gdzie jest teraz "Non-Stop"?
Czy przy
wyborze muzyków kierowałeś się ich wiekiem, bo
dzięki temu mogłeś odmłodzić oblicze zespołu?
- Nie da się grać z muzykami w moim wieku (Janek ma 43
lata - G.B.) cz Panasa (40 lat - G.B.), bo z nimi dopiero
jest ciśnienie i ciągłe rozmowy o kasie. To dlatego
zdecydowałem się grać z młodszymi. Na pewno jednak
nie wybierałem tych młodziaków po to, by nas
odmłodzili. Tak samo byśmy wyglądali w starym
składzie, bo taki Kapiszon ciągle prezentuje się
znakomicie.
Będziesz
jeszcze pracował z Mogielnickim?
- Mogiel nie chce ze mną rozmawiać. Próbowałem się z
nim skontaktować trzy razy, bez efektu. Dziwne, bo
powiedział komuś, że jest otwarty na propozycje.
Szanuję okres naszej współpracy. To był zajebisty
czas. Pamiętam jak chodziliśmy po różnych firmach,
szukając funduszy na nagranie płyty. Dopiero w
Estradzie Warszawskiej pan Cejrowski (ojciec Wojciecha
Cejrowskiego - G.B.) wezwał księgową, by nam dała ile
chcemy. Nie jestem do końca przekonany czy chcę jeszcze
z Mogielem współpracować.
Gitarzyści.
Czy
jesteś najlepszym gitarzystą w Polsce?
- Przestań. Nie ma czegoś takiego jak tytuł
najlepszego gitarzysty w Polsce. Nie wiem, czy jestem w
pierwszej trójce, dziesiątce. Dla mnie to nie ma
żadnego znaczenia, po prostu gram. Poza tym byłem
pierwszym gitarzystą, który w Non-Stopie"
powiedział o innym gitarzyście, że jest najlepszy w
Polsce... (o Darku Kozakiewiczu, dziś gra w Perfekcie -
G.B.).
Wydaje
mi się, że Lady Pank nie zaspokaja twoich ambicji jako
instrumentalisty.
- Jako instrumentalisty może nie do końca, dlatego
czasami odskakuję do formacji Jan Bo. Nie mogę wrzucać
za dużo solówek do piosenek Lady Pank, bo to nie
byłoby Lady Pank. Na albumie "Międzyzdroje"
jest tylko jedna solówka. Na nowej płycie jest trochę
więcej. Lubię grać króciutkie, melodyjne solóweczki.
One są najtrudniejsze do zagrania, ale do tego trzeba
dojrzeć.
Kobiety.
Zapewne
łatwiej ci było, jako znanemu gitarzyście, wyrywać
panny?
- Nigdy tego tak nie odbierałem. Nigdy nie
wykorzystywałem tego, że jestem gitarzystą popularnego
zespołu, za którym biegają fanki. Gram dla ludzi z
miłości, a nie po to by mieć z tego korzyści.
Oczywiście, znam kilku gości, którzy po to tylko
grają, by potem w hotelu zrobić jakąś bibę i
wyruchać kilka fanek.
 Ale jak masz 20 lat, to myślisz
zupełnie inaczej.
- Jak miałem 20 lat, to byłem już żonaty i miałem
dziecko. Miałem rodzinę.
Zdaj
się że nie byłeś jej wierny przez następne 20 lat?
- Nie, byliśmy razem tylko cztery lata. Potem miałem
następną kobietę.
Trudno z
tobą żyć?
- Nie jestem łatwym partnerem. Moje poprzednie związki
trwały po sześć lat. Teraz mam żonę, z którą
będę do końca. Jestem tego pewien. Ona jest bardzo
podobna do mnie. Czasami bywają momenty, że jej energia
i moja wybuchają przeciw sobie, ale sa to sekundowe
sytuacje.

Jesteś
młodym dziadkiem?
- To jest normalna rzecz, tylko ludzie robią z tego
wielką sensację. Gdybym nie grał na gitarze, a był
bezzębnym, łysym facetem, to każdy uznał by to za
normalne. Prawda jest taka, że nie byłem przygotowany
do założenia pierwszej rodziny. Byłem niedojrzały,
odszedłem od niej i ucierpiała na tym moja żona i
córka. Po latach wiem, że to była moja wina.
Nauczyłem się jednak wiele i teraz uważam, żeby nie
popełnić tych samych błędów w stosunku do mojej
nowej rodziny. Jasne, że moja pierwsza córka miała do
mnie pretensje. Musieliśmy w końcu przełamać bariery
i teraz między nami jest bardzo dobrze. Gdy patrzę na
nią, wydaje mi się, że ciągle ma piętnaście lat, a
jest o sześć lat starsza.
Luksus.
Powszechnie
wiadomo, że lubisz komfortowe życie.
- Tak, to prawda. Wszystko zaczęło się od dziecięcych
marzeń. Mając 16 lat, musiałem już zarabiać. W
takiej sytuacji rodzą się marzenia, choć nie
myślałem wtedy o mercedesach. Pracowałem jako malarz
pokojowy i składałem na lekarstwa dla mojej
sparaliżowanej mamy. Zarobiłem 30 tysięcy złotych. Za
dwa tysiące kupiłem gitarę niejakich braci Dżingsów,
a resztę dałem na lekarstaw dla mamy. Będąc w
Apokalipsie, przez dwa lata spałem na hamaku w piwnicy.
Może dlatego, kiedy dostałem propozycję przejścia do
budki, w ogóle się nie zastanawiałem.
 Luksus jest częścią twojego
życia.
- Jasne, że jest, ale doszedłem do tego sam i nie
możesz mieć o to do mnie pretensji. Dumny jestem, że
mogę utrzymać teraz moją rodzinę. Dla mnie to, co
innym wydaje się luksusem, jest normalną rzeczą.
Prawie sześć lat spędziłem w Stanach, gdzie ludzie
żyją na innym poziomie. Tamten styl bardzo mi
odpowiada, ale za żadne skarby nie mógłbym tam
mieszkać. Skoro ja mogę coś mieć, to wszyscy mogą to
mieć.

Jaki
masz samochód?
- Lexusa. Kiedyś bardzo lubiłem jeździć. Teraz już
mniej. Miałem pontiaca TransAma, z otwieranym dachem,
cztery rury, turbo. Obecnie jeździ nim Wojtek Karolak.
Potem miałem forda capri w wersji sportowej. Wtedy to
się szalało. Pojeździć, poszaleć, pościgać się z
poślizgami kontrolowanymi - normalnie, jak to młody
człowiek. Teraz bardziej zależy mi na wygodzie,
chociaż Lexus też ma potężny silnik.
Narkotyki
to też pewnego rodzaju luksus?
- Tak, narkotyki to luksus, więc czemu nie? Alkoholu,
czy innego luksusowego środka nie powinno się używać
podczas pracy. Jeżeli jest u mnie impreza i jest dużo
"łychy", to nie pozwalam nikomu dotknąć
gitary i sam też się do niej nie zbliżam. To byłby
brak szacunku dla instrumentu. Kiedyś spróbowałem
jakiejś używki i wyszedłem na scenę. Nie byłem potem
z tego zadowolony i powiedziałem sobie, że już tego
nigdy nie zrobię.
Czy
teraz jest czas kokainy?
- Myślę że tak. Oczywiście uważam, że czemu nie,
ale na pewno nie można używać po to, by się
nakręcić do grania. Kokaina nie daje pewności siebie.
Wiem o tym i mam tego świadomość.
Na
polski rynek coraz mocniej wchodzi heroina.
- Nie chcę rozmawiać o narkotykach, bo jestem daleki od
tego. Czasami w towarzystwie zdarza mi się coś
luksusowego wziąć, ale to są wyjątkowe sytuacje.
Podobno
członkowie Lady Pank utrzymują kontakty z członkami
mafii?
- To jest normalne, że gdy muzykujesz, musisz się
kontaktować z ludźmi różnych profesji. Nie jesteś w
stanie odciąć się od świata. Gdy jesteś na topie
musisz mieć różne kontakty i nie zawsze je
kontrolujesz.
A
politycy?
- Wiem, że sympatią darzą nas ludzie z Unii Wolności,
dlatego zrobiliśmy dla nich piosenkę na rzecz kampanii
wyborczej. Krzysztof Bielecki bardzo nas lubi. Kiedyś po
koncercie rozmawialiśmy nawet. Osobiście nie
interesuję się polityką.
Wyciszenie.
Czy
jesteś osobą wierzącą?
- Religijny nie jestem, ale za to bardzo wrażliwy
duchowo. Nie wiem, czy wiesz, że byłem na pielgrzymce w
1985 roku i chciałem później chodzić co dwa, trzy
lata, ale minęło ponad dziesięć i wciąż jestem za
słaby, by to zrobić. To było dla mnie wielkie
przeżycie. Mam silną psychikę. Kryzysowe stany
nachodzą mnie jedynie podczas tras, kiedy zdarzają się
balanżki. Wtedy mam dość i chcę od razu to rzucić.
Potem jednak nie mogę dłużej niż dwa tygodnie
usiedzieć w domu. Czasami dziwię się sobie i Panasowi,
że po tych wszystkich przejściach, po tym ile już w
życiu wypiliśmy, nawywijaliśmy, wciąż gramy i mamy
ciągle pomysły na nowe płyty.
Masz
jakiś sposób na wyciszenie?
- Tak, wędkarstwo. Mogę nic nie złapać. Wystarczy mi,
że gapię się w wodę i moczę kija. Nie potrafię
wypocząć na wakacjach, bo po tygodniu już mnie gna do
roboty. Wynika to z energii, która mnie rozpiera. Mam to
w genach. Czasami trzy tygodnie nie pije whisky i nie
palę papierosów. Czasami muszę się jednak
znieświeżyć, by zahamować moją energię.
Czy
trudno być muzykiem rockowym w Polsce?
- Myślę, że jak człowiek sobie dobrze poukłada - tak
jak ja to zrobiłem - to jest to z pewnością
przyjemność. Jestem szczęśliwy, bo spełniły się
moje marzenia. Gram na gitarze na scenie i mam swój
zespół.
To była naprawdę fajna
rozmowa. Myślę, że coś pękło miedzy nami i pojawił
się nić sympatii. Na koniec uścisnęliśmy sobie ręce
i Janek zapłacił rachunek. Nie myślicie sobie, że
najlepszy gitarzysta w Polsce, no, wyłączając Dariusza
Kozakiewicza, zaprosił mnie że przed tym spotkaniem nie
darzył mnie najgłębszą sympatią. Inna sprawa, że
przez dwie godziny rozmowy wypiliśmy dwie niegazowane
wody i po jednej kawie. "Łychy", zapewniam
was, nie było. Może innym razem. Na wszelki wypadek nie
będę słuchał nowej płyty Lady Pank, bo jeszcze mi
coś strzeli do łba i coś skrobnę, a wiecie już jaki
jestem...
Rozmawiał: Grzegorz
Brzyzowski
Współpraca: Rafał Bryndal.
|
|