wywiad


zdjęcie

„M": Dlaczego właśnie "Zebra"?

K.: Kiedyś zażartowałam, że czuję się wśród ludzi jak zebra wśród koni, niby taki sam koń jak inne, a jednak w paski. Poza tym, zebra jest słowem międzynarodowym, wpisany w nie jest znany wszystkim kształt, charakterystyczne paski. To bardzo plastyczne słowo i po prostu je lubię.

„M" Jak sama powiedziałaś "Kamień" był "do różańca", a "Zebra" jest "do tańca". Co się zmieniło?

K.: Mój pierwszy album był nostalgiczny i melancholijny, drugi jest bardziej żywiołowy. Zmieniło się moje życie, uwierzyłam w siebie, trochę inaczej spojrzałam na świat, także dzięki sukcesowi "Kamienia". Mam w sobie więcej radości i chcę ją dać innym, dlatego na "Zebrze" jest sporo szybkich, pełnych energii rytmów. Zmiana stylistyki wynika z mojej wewnętrznej potrzeby, no i trochę oczywiście z potrzeb rynku.

„M": Na "Zebrze" pojawiają się rytmy latynoamerykańskie. Skąd wzięły się u ciebie takie fascynacje?

K.: Przez całe dzieciństwo ojciec karmił mnie muzyką latynoamerykańską, szczególnie brazylijską. Od dziecka "wyczerniałam" się słuchając Diany Ross i Stevego Wondera. Teraz chętnie wracam do tej muzyki i na "Zebrze" odważyłam się w końcu sięgnąć do estetyki "czarnego disco" z lat siedemdziesiątych. Po prostu lubię te klimaty, trochę latino, odrobinę Jamiraquai. Jak mówi mój producent, Michał Przytuła, muzyka na "Zebrze" to mieszanina funky, jazzu, soulu i właśnie latino.

„M": O twojej muzyce mówi się, że jest intrygująca i niebanalnie zaaranżowana. Jak ty to robisz?


zdjecie K.: Znajomi muzycy często mówią mi, że nie łączę harmonijnie akordów. Nie mam skończonego konserwatorium, tylko dyplom w klasie pianina. Może gdybym lepiej znała teorię harmonii, łączyłabym dźwięki w inny sposób. A tak, kiedy komponuję, akompaniuję sobie na pianinie i wtedy moje akordy mają tyle dźwięków, ile ja mam palców, nie marnuję żadnego. Od razu słyszę całą orkiestrę. Moja muzyka jest może niezgodna z wyuczoną harmonią, ale zgodna z sercem.

„M": Przy nagrywaniu nowej płyty towarzyszył ci zespół z "Kamienia" ?

K.: Tak, świetnie nam się razem pracuje. Stały skład to Krzyś Pszona- klawisze, Filip Sojka- bas, Artur Affek- gitara, Marek Podkowa- saksofon, Piotr "Rudy" Remiszewski- bębny. W końcu znalazłam też chórek, tworzą go dwie piękne dziewczyny, które równie pięknie śpiewają: Agnieszka Betley i Madzia Gleinert. Jest oczywiście mistrz latynowskich rytmów Hose Torres

„M": Zaprosiłaś także gości...

K.: I to naprawdę znakomitych. Specjalnie, żeby zagrać w jednym kawałku przyjechał do Polski Michał Urbaniak, wspaniały muzyk i cudowny człowiek, którego po prostu uwielbiam! Do współpracy zaprosiłam też m.in. Darka Millera z jego harmonijką ustną, Janusza "Gazdę" Musa, grającego na akordeonie, ten instrument jest zupełną nowością w moich aranżacjach. Na "Zebrze" słychać również kwartet smyczkowy, sekcję dętą, którą tworzą dwaj bliźniacy - Paweł i Łukasz Golcowie, a jazzowe solówki na fortepianie są dziełem Krzysia Herdzina. W pisence Wszystko się skończyło pięknie zagrał na gitarze klasycznej Michał Grymuza.

„M": Na płycie pojawiają się też "anielskie głosy".

K.: Należą do Kasi Stankiewicz i Mietka Szcześniaka i są naprawdę anielskie! Z Kasią zetknęłam się przy nagrywaniu piosenki "Horyzont" dla Radia Zet. Kasia ma niesamowitą barwę głosu, błyskawicznie wszystko zapamiętuje i jest bardzo kreatywna. Ma naprawdę niezwykły talent. Podobnie jak Mietek Szcześniak, dla mnie najlepszy męski głos w Polsce, zupełnie niesłusznie zapomniany przez media. Mietek potrafi jednym dźwiękiem, jedną zaśpiewaną nutą doskonale dopełnić kompozycję. Mam nadzieję, że dzięki mojej płycie uda się trochę go przypomnieć.

„M": Masz w planach trasę koncertową?

K.: Oczywiście, zaczynam w maju, będę występować w 10-15 miastach w Polsce. Nie będzie to taka typowa trasa, bo bardzo nie lubię "taśmowych" koncertów. Chcę, żeby każdy był niezwykły, dla publiczności i dla mnie, dlatego będę je grała co 3-4 dni. Koncert to najprzyjemniejsza część mojej pracy, uwielbiam kontakt z ludźmi i chcę każdej publiczności dać inną energię, a jeśli sie gra każdego wieczoru, to przestaje to być spontaniczne i żywiołowe.

„M": Jak radzisz sobie z popularnością?

K.: Śpiewam nie dla popularności czy pieniędzy, po prostu to lubię i chcę się moją muzyką dzielić z ludźmi. Nie potrafię bez nich żyć i nie chodzi tu o sławę, czy gwiazdorstwo. Nie jestem żadną gwiazdą, jestem taka sama jak wszyscy, mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu, stoję w kolejce po jajka. Nie chcę tkwić na postumencie, wolę być między ludźmi.

„M": Która piosenka na "Zebrze" jest ci najbliższa?

K.: Może najbardziej lubię "Serce jak szafa", ma bardzo mądry tekst. Ale tak naprawdę to lubię wszystkie, każda z nich związana jest z zupełnie innymi emocjami, myślami i miejscami. Każda jest dla mnie jak perełka...