Na początku wiersza ukazany jest poetycki obraz świata, w którym przebywa podmiot liryczny (sam autor wiersza ?). Co się na niego składa ? Zwierzęta, wiejący wiatr, śpiewające ptaki, morza, obłoki, doliny. Znajduje się on w tytułowej róży świata. Czym ona jest ? Czy jest to miłość Boga czy też jakieś narzędzie pozwalające mu tworzyć ? Nie wiem. Świat natomiast został stworzony kiedyś przez Boga, który pojawił się otoczony światłem wśród ciemności („On wtedy wśród włosów świetlistych na niebie się ukazał”) i stworzył to, co znamy („z mroku dobył tony”), jak również człowieka („z tonów najczystsze imię człowiecze rzeźbił”). Tamten człowiek był stworzony na jego obraz („na podobieństwo jego”), bał się wszystkiego i nie był zdolny do wyrządzania żadnych zbrodni („nieprzytomny (…) stanął człowiek nieśmiały na progu stworzenia”). Dostał on od Boga możliwość tworzenia i zmieniania świata („Bóg mu różę dał”). Stworzony na jego obraz miał się nią posługiwać z rozsądkiem i używać owego daru po to, aby zmieniać Ziemię zgodnie ze swoimi potrzebami (nie krzywdząc nikogo). Bóg się wtedy jakby usunął pozostawiając mu wolną rękę w tym, co ma czynić („zamknęło się niebo jak zmarszczona woda”). Owa tytułowa róża straciła swe znaczenie - człowiek zupełnie zmienił jej przeznaczenie niszcząc ją („Spalone płatki zda się wiatr obraca”). Uległ on bowiem tak bardzo pokusie („Tyle grzechu było w tym ciele”). Na świecie zapomniano o bożej miłości i planach zbawienia („wraz z tobą i światłość spaliło, i karty przezroczyste w spopielały obraz bożych natchnień zamienia”).
Podmiot liryczny pyta, gdzie właściwie się to wszystko podziało („Gdzie jest ten dzban, ten kielich róży”) ? Dalej wymienia dające się dostrzec elementy teraźniejszej rzeczywistości: trupy („źrenice trupie”), których twarze są zwrócone na palone miejsca będące same w sobie zamkniętymi, tak wspaniałymi kiedyś, światami („w których lądy spalone dnem do góry płyną jak ryby martwe”). Jest to straszny widok dla ocalałych („O, jak wzrok nas boli, otwarty, biały”). Zmarli często ginęli w cierpieniach, z ciężkimi ranami („A na nich umarli z nożem przestrachu w oczach i z nicią na gardle czerwoną”). W tej rzeczywistości nie ma też litości dla dzieci. Ich strata jest często bardzo bolesna dla znających je ludzi („na wargach naszych przylgłe i w oczy nam wrosłe”). Również kobiety nie zostały potraktowane z czcią należną ich płci („rozrzucone ciała, i piersi stratowane”). Widzimy, jak zniszczone zostały ich uczucia („ciała, i piersi (…), i włosy (…) lecą wysoko (…) od strzaskanej miłości, co żyła w marmurze piękna”). Czyżby ich ukochani zginęli ? A może dzieci ? Pojawia się również zwrot: „O zły, zły synu !”. Myślę, że mowa tu o człowieku (skoro Bóg jest ojcem, to człowiek musi być jego synem). Jego destruktywne działania nie budzą wątpliwości: „Tylko popiół sypie, gdzie dotkniesz, ściany kruche, które w proch przemienia”. Życie zostało sprowadzone do egzystencji i walki z naszą planetą („Każdy oddech bolesny i pożera ziemia”).
Dochodzi do powątpiewania w to, czy cele postawione sobie przez ludzi są warte poniesionych przy ich realizacji ofiar. Wątpliwości budzi np. wyzwalanie Ojczyzny (warto zauważyć, że autor nazywa ich nawiedzonymi. Dlaczego ?): „a myśmy mieli twarze nawiedzonych chłopców, którzy ojczyznę swą i w śmierci pokochali”, jak również rozwiązywanie codziennych problemów: „A myśmy mieli dziwne sprawy, niepojęte, które nam ciała zmięły i oczy spaliły”. Podmiot liryczny stwierdza, że było to niewarte włożonego wysiłku (w konspirację, przygotowania, itp.), często powodowało, iż obrońcy (uważani za męczenników) stawali się podobni do prześladowców. To niszczyło w nich wyższe uczucia, ludzie zapominali o roli wyznaczonej im przez Boga („i tak się nam te karty w ciemności prześniły i już nie ukazały serca róży świętej”).
Kiedyś jednak to się zmieni. Bóg powróci i znów spowoduje, iż człowiek będzie żył w zgodzie z samym sobą („i wyschną wreszcie zbrodnie w nieudolnych dłoniach”) i otoczeniem („I znowu poda Bóg kwiat”). Warto tu zauważyć dwie rzeczy w przytoczonym wcześniej cytacie: słówko „wreszcie” sygnalizuje, że sami ludzie mają już dosyć tego, co sami stworzyli, zaś zwrot „nieudolne dłonie” pozwala zauważyć, iż człowiek nie potrafi nawet zabijać (a więc robić rzeczy, w której chyba jest najlepszy). Ma bowiem zbyt małe możliwości, aby to robić skutecznie. To świadczy o jego małości. Z punktu widzenia historii wszystko to, co teraz jest ważne, okaże się błahe („naszych dziwnych spraw wiek żaden nie zrozumie”). Na przesiąkniętej krwią milionów Ziemi („Na nie obeschłe, czarne od krwi naszej ziemie”) pojawi się nowy gatunek stworzeń, które do tych samych wniosków będą musiały dojść same („niebaczne na nic”), zaś ich możliwości będą równie nikłe („mrówcze plemię”). Koło historii jakby się zamknie, a ona powtórzy.
A to jest róża świata, w której dnie spoczywam,
której płatki przejrzyste jak stronice czasu
On obraca powoli. Jak listki atłasu
zwierząt ciepłe języki na ciele i grzywa
wiatru powiewa lekko. W mroku wielkie zwierzę
przeciąga się, by prężność swą do mnie przybliżyć,
i ptak wysoko śpiewa, aby niebo zniżyć
i aby się tym bliższe stały chmury ziemi,
spadły z nieba mórz krople w mleczne ciała dolin
i tak obłoki chłonąc leżą między niemi,
że krok, a poczuć można Boga wielką dłoń.
Był taki czas. On wtedy wśród włosów świetlistych
na niebie się ukazał ciemnościom ogromnym
i zmroku dobył tony, a z tonów najczystsze
imię człowiecze rzeźbił. Wtedy nieprzytomny
na podobieństwo jego, choć z ciemności rdzenia,
stanął człowiek nieśmiały na progu stworzenia.
I nim mu się mgławice w oczach, jak w jeziorze
złote krople, ustały - Bóg mu różę podał.
I zamknęło się niebo jak zmarszczona woda,
i zacisnął krąg róży lotem - ciszy orzeł.
Więc cóż ? Spalone płatki zda się wiatr obraca,
nocą skrzypiąc boleśnie. Tyle grzechu było
w tym ciele, że wraz z sobą i światłość spaliło,
i karty przezroczyste w spopielały obraz
bożych natchnień zamienia. Ta róża podobna
ciemności wielkim żaglom, które wieją głucho
nad wydmami milczenia i źródeł posuchą.
Gdzie jest ten dzban, ten kielich róży, co nawija
płatki obrazów czystych, które jedne z drugich
płyną i jedne w drugie wnikają powoli,
i jak poszept okrętów snują mity długie
o rzewnym zachwyceniu ? O, jak wzrok nas boli,
otwarty, biały taki jak źrenice trupie,
w którym lądy spalone dnem do góry płyną
jak ryby martwe. A na nich umarli
z nożem przestrachu w oczach i z nicią na gardle
czerwoną. I tych dzieci ciała, co jak listki
nie zapomniane nigdy, swym puchem motylim
na wargach naszych przylgłe i w oczy nam wrosłe,
które łódź nieprawości przekreśliła wiosłem.
I kobiet najpiękniejszych rozrzucone ciała,
i piersi stratowane, i włosy o zmierzchu
jak ptaki złote lecą wysoko, po wierzchu
świata, jakby te dusze unosiły w górze
od strzaskanej miłości, co żyła w marmurze
piękna. O zły, zły synu ! Tylko popiół sypie,
gdzie dotkniesz, ściany kruche, które w popiół przemienia
każdy oddech bolesny i pożera ziemia.
A my w miłościach naszych życieśmy czekali
takie groźne jak oddech huczący lodowców,
a myśmy mieli twarze nawiedzonych chłopców,
którzy ojczyznę swą i w śmierci pokochali.
A myśmy mieli dziwne sprawy, niepojęte,
które nam ciała zmięły i oczy spaliły,
i tak się nam te karty w ciemności prześniły
i już nie ukazały serca róży świętej.
I znowu poda Bóg kwiat, co jak niebo szumi,
i wyschną wreszcie zbrodnie w nieudolnych dłoniach,
czas się przewali hucząc na rozprężonych koniach,
a naszych dziwnych spraw wiek żaden nie zrozumie.
Na nie obeschłe, czarne od krwi naszej ziemie
zejdzie niebaczne na nic, nowe mrówcze plemię.
Krzysztof Kamil Baczyński
20. VI. 1943
|
||
|
|
|