Incubus nr 2.  Internetowy Magazyn RPG
Numer 2 Październik 2000
Poprzedni Spis Treści Następny

Kinder Surprise

Wszystko zostało ukończone. Statek o wdzięcznej nazwie "Kinder Surprise" i opływowych kształtach wyruszył z macierzystego układu słonecznego w swój dziewiczy rejs po niezbadanych przestworzach kosmosu. Załoga była bardziej zielona niż trawka na wiosnę, lecz starała się jak mogła aby sprostać tym wszystkim dumnym hasłom głoszonym przez Wydział Propagandy Gwiezdnej Floty. Dało się bez problemów opuścić Układ Słoneczny. A nawet dolecieć nieco dalej. Tak mniej więcej (raczej mniej) na granice zamieszkałego wszechświata. To był standardowy kurs, opracowany i wielokrotnie wypróbowany przez legendarną w chwili obecnej załogę statku "Enterprise". Do tej pory wszystko szło całkiem nieźle...

Mostek lśnił, jak każdego dnia rano. Nie z powodu nienagannej czystości, którą starały się utrzymać pokładowe roboty sprzątające, ale z powodu śnieżnobiałych zębów "pierwszego". Ten nieziemski blask odbijał się na wypolerowanych na wysoki połysk gwiazdkach, które ozdabiały jego mundur i oślepiał wszystkich obecnych.
-To już koniec standardowej trasy, pani kapitan. zameldował siedzący przy sterach p.o. pilot John Sucker. Teraz kierujemy się ku nieznanemu. W którą stronę?
- Przed siebie. stwierdziła pani kapitan, która jako jedna z nielicznych (czytaj: oficerów) przelatała na statkach Floty więcej niż rok. Poszukamy nowych światów i innych cywilizacji.
- A jeżeli to one znajdą nas wcześniej? - spytał Sucker - Małe zielone ludziki z wielkimi blasterami? I spróbują zrobić z nas ser szwajcarski?
- To my wyciągniemy nasze jeszcze większe fazery i zrobimy z nich hamburgery - oświadczył marszcząc groźnie czoło Szef Bezpieczeństwa Indianin Skaczący Po Stokrotkach.
- Optymista - mruknęła pod nosem Główny Inżynier Bingo - Najpierw muszą trafić.
- Coś mówiłaś, moja droga? - zainteresował się Skaczący.
- Nic specjalnego - odpowiedziała Bingo.
- Najpierw trzeba by wydać fazery załodze. I to jest to, co pan teraz będzie robił - powiedziała kapitan do Skaczącego.

Ten zrobił minę człowieka, który właśnie dowiedział się, że ma raka prostaty.
- Ale to może być niebezpieczne dla naszego zdrowia i życia. Powszechnie wiadomo, że przebicie poszycia statku promieniem fazera w przestrzeni kosmicznej ma wpływ na zdrowie całej załogi a nie tylko osobnika, który nie trafił w kumpla - jęknął Skaczący - Poza tym większa połowa z nich i tak nie wie, jak się z tym obchodzić.
- Przecież wszyscy skończyli Akademię. Powinni być wszechstronnie przygotowani do służby w Gwiezdnej Flocie. Świadczy to o upadku szkolnictwa na ryj - oburzyła się kapitan.
- Ja sobie wypraszam - chrząknął z oburzeniem knurek maskotek groźnie rozchlapując błotko na swoim stanowisku przy wejściu na mostek - Proszę nie porównywać bagna w którym znalazła się Flota z moim klasycznym profilem.
- Zamknij się głupia świnio, bo najpierw awansujesz na tucznika a potem na główne danie - burknął Skaczący.

Maskotek zamknął swój klasyczny ryj i zaczął ze zdwojoną energią eksploatować stanowisko pracy myśląc "Nie potrafią nawet durne małpy odróżnić dzika od świni.".

Przez kolejne dwa tygodnie nic specjalnego się nie działo. Statek dziarsko pokonywał przestrzeń lecąc z prędkością ileś tam razy większą od prędkości światła. Replikatory dymiły z powodu wysokiego zapotrzebowania na produkty wysokokaloryczne, wykazywaną szczególnie przez drugiego oficera o wdzięcznym nazwisku Wymiotło. Idylla nie mogła jednak trwać w nieskończoność. Jak wszystkie statki tego typu, tzn. przeznaczonych do misji straceńczo samobójczych, musiał w końcu napotkać przeszkody typu "nie do przejścia".

Jak wiadomo tego typu przeszkody występują w trzech odmianach: A - można ominąć, B - da się coś zrobić i C - i tak nie uciekniesz. Ta jednak nie dawała się za umieścić w tej skali. Było to COŚ określone przez pilota wdzięcznym przydomkiem "Urwał nać" a przez kapitan jako "obiekt K4". Maskotek natomiast zaczął się domagać natychmiastowego udziału w polowaniu (myśliwi często pudłują).

Wyglądało to jak elipsoida o znacznym stosunku osi podłużnej do poprzecznej zakończonej elementem w kształcie prostopadłościanu przeciętego w pół do połowy długości, wyposażonym w dwie kuliste wypukłości usytuowane po obu stronach prostopadłościanu symetrycznie do osi podłużnej. Całość pokryta była romboidalnym wzorem ze znaczną masą bliżej nieokreślonych białawych wyrostków.
- Eeee... Wygląda jak wąż - stwierdził egzobiolog.
- Noo. Jak Quetzalcoatl - potwierdził archeolog Gonzalez, który wychował się gdzieś w Ameryce Środkowej.

Tymczasem obiekt drapał się ze stoickim spokojem trzecią zaprzednią lewą tylną łapą za środkowym uchem jednocześnie z namaszczeniem dłubiąc sobie końcówką ogona w zębach, skąd wysypywały się jakieś sporawe niewiadomoco.
- Cóż - rzekła kapitan - Trzeba się temu przyjrzeć z bliska.

To proste stwierdzenie wywołało protest ze strony koła homoseksualistów popartego przez koło lesbijek, którzy to stwierdzili, że muszą wracać do domu aby zając się przyszłością swoich dzieci. Mimo tych sprzeciwów i sporadycznych walk partyzanckich statek zbliżał się do węża uważnie obserwując jego poczynania. W pewnym momencie "pierwszy" wrzasnął:
- Zauważył nas! - i schował się za fotelem pani kapitan.

Rzeczywiście. Wąż prawą przednią łapą nałożył gogle a lewą wyciągnął srebrzyste urządzenie i drugą prawą zaczął przy nim gmerać. Oficer łączności przełknął ślinę i zameldował nieco ochrypłym głosem:
- Ktoś próbuje się z nami skontaktować.
- Rzuć to na główny monitor - powiedziała pani kapitan wykopując zza fotela "pierwszego" - I wykopcie z stąd tą galaretę.
- Się robi - powiedział Skaczący.

Na ekranie pojawiła się postać.
- Tu twór łącznościowy czwartej klasy. Chciałbym w imieniu Isto... obraz zatrząsł się.
- Machnął łapą! wrzasnął pilot.
- W imieniu Wielkiego Myśliciela, Astrografa, Podróżnika, Poety... - tu nastąpił dłuższy ciąg pochwalnych epitetów. - ...Agatonissimusa Llandalora chciałbym powitać was i wyrazić radość ze spotkania naszych dwó... (obraz podskoczył) eeee trzech narodów. Mamy nadzieję, że to spotkanie... przemowa przeciągała się przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie słychać było "Zabierzcie ten szmelc." I na ekranie pojawiła się wyleniała istota z jednym okiem, chudymi kończynami i grubym brzuszkiem.

  • Tu kapitan Mghran. Przepraszam za nasze biołącze. Jest trochę nierozgarnięte.



c.d.n.


Izabella Misztak



Poprzedni Spis Treści Następny


Rozpowszechnianie zamieszczonych w Incubusie tekstów jest dopuszczalne
wyłącznie za podaniem nazwiska autora i odnośnika (URL)